Martwi mnie, gdy od wydawania fantastyki odchodzą niegdysiejsi potentaci w tym temacie. Amber jest już cieniem potęgi, jaką był w SF i fantasy (przez kilka lat po 100 tytułów rocznie) – nie oczekuję tu niczego z ulubionego gatunku, a przecież dyrektorem jest znawca rzeczy, człowiek z fandomu. Prószyński wznawia lub wydaje nowe rzeczy Carda, Pratchetta, Kinga, a gdzie te wielkie serie? Jakoś ucichła, potem zmieniła wygląd seria rekomendowana przez NF. Teraz mamy Maga, potem długo, długo nic, Rebis (porządnie, dobrze, ale na stałym poziomie ilościowym), Fabryka (wyraźnie skupiona na zawężonej liście autorów, co się sprzedają), Solaris z niszowym nastawieniem na nowe formy druku i produkcji, cała plejada wydawnictw z ofertą young adults, nastawiona na fantastykę nie z miłości, tylko z trendów rynkowych. Jest kilku bardzo niszowych wydawców, o małych nakładach, właściwie margines produkcji – ale pojawiają się tu rzeczy interesujące, polskie nazwiska. W tej rodzimej fantastyce poza konkurencją jest Powergraph, reszta się już nie liczy (bo chyba nie Supernowa, wydawnictwo dodruków?).
Dlatego cieszą mnie małe powroty. Jak ten, że u Zyska znowu pojawi się szerzej fantastyka. Założyciel oficyny, fan i znawca, jest bardziej zainteresowany szerszym asortymentem, na SF ostatnio kręcił nosem, ale dorośli mu synowie, którzy fantastykę pokochali i teraz wprowadzają ją jakby na nowo do oferty wydawnictwa. Co w najbliższym czasie? Powrót do Lackey, świetny zbiór Martina o Tufie (mój ulubiony), ciekawa arturiańska opowieść Ackroyda, świetnego brytyjskiego prozaika, dobra powieść katastroficzna, o epidemii, która naprawdę może wybuchnąć i będzie zupełnie bezradni. I Dzikie karty – pierwszy tom wielotomowego cyklu, któremu pilotuje GRRM. Nie wiem która edycja, myślę że pierwsza z 87 roku, a jest to antologia z opowiadaniami m.in. Waldropa, Zelazny’ego, Williamsa, Shinera, Martina (6 opow) Do tego dodajmy wznowienia historycznej fantasy Kate Elliot.
Czyż małe nie cieszy?
Dodaj komentarz