W listopadzie ukaże się nowa powieść Jana Maszczyszyna, „Aszeharia”. Ukaże się w serii i szacie poprzednich jego książek.
Pracowała nad nią długo, pisał, porzucał, wracał. Kiedy kilka miesięcy temu podesłał mi ją, ze słowami „masz tu kosmicznego pornosa”, wyczułem w jego mejlu ulgę. Bo niektóre książki pisze się lekko, inne w mękach. Dla Janka „Aszeharia” należy do tej drugiej kategorii.
W powieści mamy przedstawioną bardzo odległą przyszłość ludzkiej cywilizacji, która zasiedliła już odległe rejony Galaktyki i posiadła władzę nad materią, mogąc dowolnie kształtować planety, przebudowywać całe systemy gwiezdne. Nie opanowała jednak umiejętności panowania nad swoją naturą, która wciąż przejawia cechy ich barbarzyńskich przodków: agresję, nienawiść, chciwość i nieokiełznaną chuć.
Tysiąclecia rozwoju i możliwość sterowania cechami genetycznymi spowodowały, że ludzie to hybrydy, mieszanka cech ludzkich z tysiącami implantów i modyfikacji. Wszystko po to, by osiągnąć przewagę nad innymi. By spłodzić potomstwo mogące zapanować nad wszechświatem. Potomstwo to słowo klucz w tej powieści.
Nieprawdopodobna wyobraźnia Jana Maszczyszyna zabiera nas na planetę Hagun, w sam środek intryg, które mają wynieść jeden z możnych rodów na galaktyczny piedestał, rzucając wyzwanie wielkiemu imperatorowi, Mojusowi.
Pokręcona to powieść, ale niezwykle bogata w pomysły, a autor po raz enty pokazuje, że w kreacji i wyobraźni nie ma sobie równych.

Dodaj komentarz