Pivcon 2024, Pilzno

Czasem trzeba ruszyć cztery litery na zagraniczny konwent. A czasem nawet samemu coś zorganizować. Pilzno 2024 to taki półkonwent, luźne spotkanie z przyjaciółmi w Czechach, które wymyślili Czesi, a ja zmontowałem ekipę, głównie festiwalową. Robocze spotkanie grupy pilzneńskiej wyznaczono na 18/21 kwietnia.

Jan Tichy z Pragi (cóż za świetne, lemowskie nazwisko) zaproponował początek w słynnym Prazdroju Plzno, w czeluściach wielkiego browaru, na kilkugodzinnej sesji delektowania się czeskim piwem. To nie było zwiedzanie browaru, taki tour to można sobie wykupić w kasie. To było zejście do głębokich podziemi, gdzie w odpowiedniej temperaturze i wilgoci przetrzymuje się wielkie dębowe beczki z piwem. W głębiach tych czarteruje się (z półrocznym wyprzedzeniem) salki dla dwóch grup. Stoły, krzesła, kufle (i oczywiście toaleta). I – bez żadnego zwiedzania – od razu przechodzi się do meritum – czyli smakowania piwa.

To piwo nie jest produktem korporacyjnym (niedawno Prazdrój wykupili Japończycy i teraz – z typową dla swojego narodu cierpliwością – będą kopiować procedury i receptury) – a prawdziwą ambrozją, przed pasteryzowaniem i filtracją. Nalewaliśmy to piwo sami z beczek do kilkulitrowych dzbanów, z których przelewaliśmy do kufli.

Nie pijam za dużo piwa, zwłaszcza w ostatnich latach, ale to było znakomite doświadczenie. Prawdziwa goryczkowa orgia.

Było 16 osób, które dotarły własnym transportem. W Marriott Pilzno (znowu skojarzenia z Kongresem futurologicznym) zebraliśmy się około południa. W sumie, pierwszy mój festiwal to też było 16 uczestników, plus czterech gości i czterech organizatorów. Więc za kilka lat może się okazać, że będziemy czarterowali na kolejny Pivcon, gdzieś tam w Europie, niewielki samolot.

Plany już są na przyszły rok. Andechs w Bawarii, ale z tym poczekajmy, bo plany wywołują chichot Pana Boga, a nie chcemy by dostał zajadów.

Poza kosztowaniem soku chmielowego w Pilźnie rozmawialiśmy o fantastyce, muzyce, historii, zwiedzaliśmy Pilzno, Tabor, Lipnice, Kutną Horę, mauzoleum Jana Żiżki itp. Było intensywnie, intelektualnie i gastronomicznie. Jak zwykle. Nie dopisała tylko pogoda – bo był nawet śnieg, ale co komu po śniegu, jak nad głową ma grubą, ekranującą nawet sygnał komórki, powałę?

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *