Od jakiegoś czasu, w rozmowach ze znajomymi, przyjaciółmi, gdy rozmawiamy o naszej serii klasyki science fiction, wypływa nazwisko bodaj największego klasyka – Herberta George’a Wellsa. To był absolutnie jeden z największych pisarzy fantastyki, prawdziwy prekognita, wciąż na świecie wznawiany, filmowany, dyskutowany. Wielu pisarzy oddawało jego twórczości hołd, Aldiss napisał choćby wyśmienite „Śliniaste drzewo” (Rakietowe szlaki 6). Wells pisał bardzo literacko, świetnie konstruował swoje fabuły, w tym względzie prekursora fantastyki, Verne’a, bił na głowę.
Ja bym chętnie wydał z kilka tomów Wellsa, dla tych najbardziej zainteresowanych. Zebrałbym to, co najbardziej znane (Wehikuł czasu + Niewidzialny człowiek + Wyspa doktora Moreau; Wojna światów + Kryształowe jajo; Ludzie jak bogowie) i dodał nieznane teksty (Gdy śpiący się budzi; Kształt rzeczy przyszłych; W dniu komety). Może wybrane opowiadania, jak „Kraina ślepców”.
Pytanie, co Wy, Czytelnicy na to? Bo Burroughsa, obiecanego, zaczniemy już jesienią publikować.
Dodaj komentarz