Ostatnie tegoroczne polecanki

Handel rządzi. Coraz mniej śmieszne są wisty z reklam: -Święta? Ostatnio mówiono o grudniu. Sezon świąteczny już w pełni, choć do Andrzejek jeszcze daleko. Przesunięcie sprzedaży świątecznej spowodowało, że w grudniu najprawdopodobniej nie ukażą się żadne książki z fantastyki. Wszyscy starają się zdążyć z premierami do końca listopada. A ponieważ po  Nowym Roku wszyscy zasiądą do remanentów, to przez dwa miesiące szykuje się dla czytelników fantastyki prawdziwa posucha. I tak narodowe Święto przez handlowców traci urok. Nota bene także przez kuchnię, bo co to za narodowe święto, skoro jada się na nim polskie tradycyjne potrawy: karpia po żydowsku, barszcz po ukraińsku, rybę po grecku i ruskie pierogi.

Coraz trudniej znaleźć do czytania coś wartościowego. Jak mam ochotę na fantastykę, sięgam po starocie. I nie dlatego, że je lubię. Trudno odnaleźć ten młodzieńczy zachwyt w książkach, które powielają stare kawałki, modyfikując je o współczesne dodatki. Jak ktoś przeczytał wiele książek, wciąż napotyka blokadę: To już było. To czytałem. To przerobiony kawałek z… Ból.

Cóż Wam polecić pod koniec roku? Coś się znajdzie, chociaż wyraźnie widać mniejszą podaż.

Zacznę od hiciorów. Wszyscy czekają na piątą część Martina – Taniec ze smokami.  A właściwie jej pierwszą część. Nowych fanów sagi pewnie wkurzy ten podział na woluminy, bo nie są przyzwyczajeni do dzielenia książek. W dodatku na kolejne tomy trzeba będzie poczekać jeszcze kilka lat. Jestem pewien, że to dobra książka, ale polecam ją niejako w ciemno, znając poprzednie tomy. Sam obiecałem sobie wytrwać do wydania całości – nie pamiętam już bohaterów, intryg, a nie mam czasu na ponowną lekturę. Drugi hicior to Kroki w nieznane 2007. Siódmy tom, a 13 w ogóle. Zrobiliśmy ich już więcej, niż kiedyś Iskry. Tym razem tom przynosi kilka zaskoczeń, zwłaszcza gatunkowych. Prawdziwa mieszanka – jest SF, ale jest i urban fantasy, jest opowieść o zombi, jest czysta fantasy, jest weird fiction. Taka jest dzisiejsza fantastyka. Jak ktoś poszukuje hard SF to nie zawiedzie się na grubiaszczym tomie wydanym przez Powergraph. Antologia Science Fiction nie tylko od razu mówi, co zawiera w środku, ale jest tytułem powieści Jacka Dukaja, która zajmuje ćwierć tomu. Pozostali autorzy też pierwszoligowi.

SF. Brian W. Aldiss wciąż w formie, pomimo skończonych 85 lat. Ten wulkan energii wciąż pisze dobre książki, taką jest M.R.O.K. Powieść, jak mi powiedział, zainspirowana udziałem Brytyjczyków w operacjach na Bliskim Wschodzie, przeciekami dotyczącymi torturowania jeńców. To bardzo poruszyło pisarza, który służył w Birmie w czasie II wojny światowej i wie, czym były japońskie obozy jenieckie. Nie jest to jednak powieść o Iraku, to czysta SF. Mam ambiwalentne odczucia wobec Trylogii Dryfterów Petera Wattsa. O ile Ślepowidzenie było doskonałe, to debiutanckie powieści są takie sobie, wiele w nich zawodowego doświadczenia pisarza. Ale że na bezrybiu i rak ryba… to polecam (warunkowo) Rozgwiazdę i wydany właśnie Wir. Z nadzieją, że powieść, którą Watts teraz pisze będzie równie dobra jak choćby jego ostatnie opowiadania (te z Kroków 2010 i 2011).

Fantasy. Tu się trochę dzieje, choć o rewolucję w tym gatunku raczej trudno. Jonathan Strahan to jeden z najlepszych selekcjonerów antologii w USA. Miecze i mroczna magia to antologia opowiadań, których akcja dzieje się w znanych uniwersach fantasy. Jest Moorcock, jest Silverberg, jest Cook. Patricka Rothfussa już polecałem, teraz trafia do sprzedaży tom drugi Kronik Królobójcy Strach mędrca naprawdę dobra fantasy. Richard Morgan przyzwyczaił nas do dobrej SF, a tu nagle (jak Card nawiasem mówiąc) wziął się za bary za fantasy. To znak czasów, trzeba pisać, co się sprzedaje. Morgan i Card jeszcze nie wiedzą, że najlepiej pisać młodzieżówki. Ale pewnie się dowiedzą. Warto jednak sięgnąć po Stal nie przemija, by sprawdzić, czy autor SF potrafi coś dać od siebie fantasy.

Czytadełka. Czas polecić coś lekkiego (choć powyższe książki też do trudnych nie należą). Dallas’63 Kinga horroru należy do powieści obyczajowych (bo powraca w niej nostalgicznie do złotej ery rock’n’rolla) i powieści SF – bohater przenosi się w czasie, mając okazję uratować przed kulką prezydenta JFK. Czy mu się powiedzie? Podobny alternatywny rys ma czwarta powieść Marcina Ciszewskiego www.ru2012. pl.  Na koniec czytadełko fantasy, dwie powieści fantasy w anturażu powieści łotrzykowskiej – Królewska krew. Wieża elfów Michaela Sullivana.

Coś dla ambitnych. Mam tu jeszcze trzy książki dla czytelników zaawansowanych, czy też ambitnych. Wznowienie Tytusa Groana Mervyna Peake’a powinno być wydarzeniem. Znakomita książka, o niezwykłym klimacie i kunszcie, cholernie szkoda, że WL nie zdecydowało się na twardą oprawę. I dwie książki Wita Szostaka. Chochoły bardzo mi się podobały i już je polecałem (teraz zdobyły nagrodę Żuławskiego – polską Nebulę), a tu już mamy kolejną powieść Dumanowski, o fikcyjnym bohaterze narodowym i jego wpływie na nasze dzieje. Czytam właśnie i jestem… zachwycony. Książki Szostaka to już nie fantastyka, to pisarz, który z getta się wybił. Byle o nas nie zapomniał.

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *