Magazyn „Locus” ogłosił listę finalistów kandydujących do tegorocznej edycji tej nagrody. To premia plebiscytowa i ma dużą wagę w środowisku. Kategorii zaś równie dużo, co w Hugo Awards, ale utwory podzielono przynajmniej na SF i fantasy, choć pewnie wzbudza to sporo kontrowersji. Co ciekawe, w tym roku dominują uznane firmy, nie ma sfory młodych wilków obgryzających kości dinozaurów.W kategorii najlepszej powieści SF po prostu trudno się zdecydować: Iain M. Banks, Lois McMaster Bujold (Cryoburn), William Gibson (Zero History) , Ian McDonald (The Dervish House) czy Connie Willis. W powieści fantasy też uznani autorzy: Guy Gavriel Kay (Under Heaven), China Miéville z Krakenem, Charles Stross, Gene Wolfe (The Sorcerer’s House).
W debiutach dał się zauważyć Kwantowy złodziej, Hannu Rajaniemiego; w książkach dla młodzieży: W północ się odzieję Pratchetta, Behemoth Scotta Westerfelda (druga część Lewiatana), czy Ship Breaker, Paolo Bacigalupiego (wyraźnie jest na fali).
W mikropowieściach odnotujmy „Cykl życia oprogramowania” Teda Chianga (może w tym roku zgarnąć tą nowelą dosłownie wszystko), „The Mystery Knight”, George’a R.R. Martina i „Troika”, Alastaira Reynoldsa.
W opowiadaniach Gaiman, Valente, Fowler. „Rzeczy” Petera Wattsa. Daje się zauważyć słabnięcie pism w Ameryce. Nominowano głównie opowiadania z antologii, nie ma nawet jednego opowiadania z F&SF Magazine. Są za to z Asimov’s.
Dla mnie jest to znak nadchodzących czasów: forsa, forsa i jeszcze raz forsa. A jak ktoś nie wie dlaczego, to odpowiedź brzmi: forsa. Wydawcami powyższych książek są sami giganci rynku: Puttnam, Orbit, Tor itp.), oni wydają wyłącznie uznane nazwiska, gwarantują promocję i odzew medialny. Maluczcy, debiutanci i młode wilki nie mają szans. Nawet gdyby – co czasem się zdarza – pisali lepiej i byli mniej zblazowani niż np. Gibson.
Dodaj komentarz