Wróciłem z buszu, a dokładniej z mazurskich puszczy. Kontemplacja przyrody, kajaki, grzybobranie, biesiadowanie, rowery, dużo świeżego powietrza, książki. I zero sieci, telefonów, telewizji. Jedyny atrybut cywilizacji, jaki mi towarzyszył (poza grupą przyjaciół), to światło elektryczne. Choć gotowanie odbywało się na letniej kuchni, nawet chleb piekliśmy w piecu, w którym pali się drzewem.
Powoli uczę się operowania widelcem,palce do klawiatury jeszcze nie nawykły. Teraz mnóstwo spraw zaległych, kilkaset mejli do odpowiedzenia, koło czwartku wszystkie tryby powinny zaskoczyć.
Dodaj komentarz