Dzisiaj zrobiłem sobie dzień wolny. No, może nie do końca, bo za chwilę wklepię parę haseł do Encyklopedii Fantastyki, ale calutki dzień spędziłem tak jak lubię – na świeżym powietrzu, w lesie, nad pięknym jeziorem, razem z żoną jeżdżąc po leśnych i polnych drogach na rowerach. Nie było to otwarcie sezonu rowerowego, ale i tak zakwasy mam takie, że mógłbym kwas w ampułkach odsprzedawać.
Wybór padł na jezioro Kośno – bodaj najpiękniej położone jezioro na Warmii i Mazurach. Może bić się z nim o palmę pierwszeństwa tylko Łańskie lub Pluszne (znane festiwalowiczom – nad nim mieszkaliśmy w 2008), ale dla mnie oba odpadają. Pluszne jest cudne, ale już zatłoczone, Łańskie ma parę ośrodków wypoczynkowych, niby nikną w wielkich lasach, ale jednak… Kośno to ścisły rezerwat, jedna malutka wioseczka przycupnięta na przesmyku, a tak cisza, las, wysokie brzegi – mało miejsc z łatwym dostępem do wody.
Po prostu super. Oczywiście rajd rowerowy miał też pewien cel – szukałem miejsca na wrześniowe spotkanie paczki przyjaciół. Wyklepałem kilka adresów w sieci, zrobiłem selekcję, wyszło mi, że jak chcemy się odgrodzić od świata i w spokoju delektować się przyrodą, to najlepiej nad Kośnem. Znalazłem parę pensjonatów w Łajsach, owej małej wiosce nad jeziorem, ale po przyjeździe na miejsce spotkało mnie rozczarowanie. Jeszcze kilka lat temu ten śliczny zakątek przyciągał letników, był bar z rybką, sklepik, historyczna budka graniczna (między Warmią i Mazurami, dokładnie na moście nad rzeczką spinającą dwa jeziora). Dzisiaj po tych atrakcjach nie ma śladu. Pochodziłem, pogadałem z miejscowymi – interes podupada, lokal zamknięto, sklepik też, budka się rozpadła. Jeśli takie cudowne miejsce popada w zapomnienie, to źle się dzieje w państwie polskim.
Choć z drugiej strony, taka cisza (tam letników nigdy nie było dużo) to skarb. Lasy wokół ciągną się na kilkadziesiąt kilometrów. Wybrane pensjonaty okazały się albo za małe dla nas, albo za bardzo gierkowskie w stylu (czytaj pachnące jak zombiak). Ale jak ktoś jest uparty i pracowity, spotyka go nagroda. W trakcie wycieczki trafiliśmy na miejsce cud. Chałupa przy leśnej drodze, napis agroturystyka. Rozszczekał się wilczur, wyszedł gospodarz. Zaczęliśmy rozmawiać, pokazał nam swoje włości. Pokoi tyle, ile potrzebowaliśmy, sprzęt wodny, mnóstwo miejsca. Głusz taka, że telefony nie mają zasięgu! Zero internetu. Rewelacja. Zakochaliśmy się w tej Banderozie od pierwszego spojrzenia. Nie pokażę zdjęć, nie wyślę ich też przyjaciołom – chcę zobaczyć ich miny, kiedy to magiczne miejsce zobaczą we wrześniu. Jedyny problem to trafienie na miejsce. Ale to już moja sprawa.
A na fotkach parę ujęć znad leśnego Kośna.
Dodaj komentarz