Zewsząd spływają złe wieści. Telewizora używam już tylko jako ekranu, żeby coś wyświetlić, puścić z komputera. Wieści jak z horroru czy wizji Orwella. Nic radosnego, co spowodowałoby choć cień uśmiechu. Politycy wydają rok w rok więcej niż państwo zarabia, za co od pierwszej z brzegu gosposi domowej dostaliby przez łeb mokrą ścierą. Stara zasada: nie mam, nie kupuję, została zastąpiona: nie mam, więc pożyczę. Mnie krew zalewa, choć z natury jestem spokojny, bo sprowadziłem na ten świat trójkę wspaniałych dzieciaków i teraz widzę, że rząd planuje im mało wesołą przyszłość, delikatnie, mamiąc pięknymi słówkami wyprowadza je na pole minowe.
Biblioteka Narodowa, a za nią inne instytucje analizujące rynek książki podały, że w 2011 roku książki podrożały – poprzez VAT – o ponad 12%. My liczyliśmy w firmie wzrost na 11%. Co na to rządowe papugi, nie wiem. Wiem tylko na pewno, że rząd na Vacie książkowym nie zarobi. A społeczne reperkusje tego będą bardzo duże – zaczyna się ogłaszanie upadłości przez małe (i nie tylko) wydawnictwa. Wiele z nich czekało z decyzją na grudzień, niestety, ten najlepszy niby w roku miesiąc, żniwa dla księgarzy, był najsłabszy w historii. Powód dla mnie oczywisty. Decydujący o rynku detalicznym gracz – Empik – zażyczył sobie wszystkie nowości mieć już w listopadzie, by sprzedaż świąteczną rozpocząć na miesiąc przed Bożym Narodzeniem. W efekcie w grudniu praktycznie nie było nowości książkowych. Ogólny i średni spadek rynku to 8%. A chyba będzie jeszcze gorzej. Ludzie zaczynają w Polsce oszczędzać na wypoczynku, urlopach, co dopiero mówić o książkach. Rabunkowa gospodarka, model korporacyjny, to podcinanie gałęzi, na której się siedzi. Dla doraźnego zysku i konieczności wykazywania stałego wzrostu, kopie się dół pod krach, który czeka tuż za rogiem.
Bankrutuje Państwowy Instytut Wydawniczy. Instytucja państwowa z wielkimi z tradycjami, w tym roku ma obchodzić 65 lat. Rząd ma się zastanowić, czy uratować tę oficynę. Zadłużony po pachy, bo nie wydający hitów, a książki ważne dla kultury, cywilizacji. Każde cywilizowane państwo na świecie ma takie wydawnictwo, dotowane, bo jego pracy dla społeczeństwa nie da się przeliczyć na srebrniki. Taki Instytut musi istnieć. Ale jak urzędasy, co nie czytają niczego poza tabelkami, zestawią kolumny Ma i Winien, to już po PIW-ie.
I jeszcze wczorajsza, hiobowa wieść o śmierci Wisławy Szymborskiej. Wielkiej Poetki. Odchodzą najlepsi.
I jak tu być optymistą? Jakoś trzeba. Jakoś.
Dodaj komentarz