Władca Pierścieni

HISTORIA PEWNEGO PIERŚCIENIA

Jedyną wadą Władcy Pierścieni jest to, że książka jest za krótka – stwierdził kiedyś pewien fan Tolkiena. Taka opinia mogła wyjść z ust namiętnego czytelnika książki telefonicznej Londynu albo fanatyka fantasy, który nie lubi rozstawać się ze swoimi ulubionymi bohaterami i zmusza autorów do tworzenia kolejnych sequeli. Niewątpliwie oba te rodzaje czytelnika mają ze sobą coś wspólnego – są mianowicie stuknięci.

O ile jednak ta pierwsza lektura może doprowadzić do trwałych zmian w psychice (co owocuje zwykle wyjściem przez okno na setnym piętrze, celem polatania sobie nad miastem), to czytanie fantasy pro­wadzić może jedynie do uzależnienia i utraty kontaktu z rzeczywistością.

Jako człek wolny od nałogów (z wyjątkiem kilku, zupełnie marginalnych, bo prowadząch jedynie do otorbienia trzustki i zna­czącego podwyższenia liczby narodzin), postanowiłem więc nie czytać Władcy Pierścieni po raz drugi, a napisać o tej legendarnej książce z perspektywy 20 lat, jakie minęły od lektury. Pomyślałem, że jeżeli do dzisiaj pamiętam z niej sporo, to dobrze świadczy o powieści. Fakt, że kilka lat temu przeczytałem obszerne fragmenty nowego przekładu trylogii, ale zwracałem uwagę raczej na robotę tłumacza, niż na akcję.

Czym jest Władca Pierścieni!

Epicka, wspaniała opowieść o męskiej przyjaźni, bohaterstwie, poświęceniu w imię powszechnego dobra, o walce ze złem, w której dobro – skaza­ne z pozoru na porażkę – wygrywa w wiel­kim finale, dzięki męstwu maluczkich – tak twierdzą fanatyczni zwolennicy powieści.

Kwar­tet kurdupli, w otoczeniu zgrai zabijaków, pod wodzą starego magika iluzjonisty przemyka się wśród hord przygłupów pochodzenia zwierzęcego, celem spuszcze­nia na dno aktywnego wulkanu wyrobu jubilerskiego miernej jakości – tak powiedzą malkontenci, którym nie w smak wielka popularność książ­ki (fakt, że WP wybrano w Anglii książką stulecia, doprowadził tamtejszą krytykę literacką do białej gorączki: rozpisano następne ankiety i w nich ponownie zwyciężył Tolkien).

Trylogię kupiłem w antykwariacie za duże, jak na ówczesne czasy (późny Gierek), pieniądze, zachęcony wspaniałymi opiniami znajomych. Lektura pierwszej księgi szła mi jak po grudzie – jako miłośnik SF, mocno stąpający po ziemi, długo nie mogłem przekonać się do krasnali (jak było w wierszu inwokacji pierwszego wydania), elfów i hobbitów. Ale gdzieś tam, w okolicy karczmy w Bree, zaskoczyłem i dalej już poszło. Była to pierwsza książka fantasy, z jaką się zetknąłem i mam wrażenie, że każda następna, jaką przeczytałem, zwykle celowała w Śródziemie lub okolice. Wydaje mi się, że Tolkien, pisząc Hobbita i Władcę Pierścieni sprawił swoim następcom, pisarzom fantasy, sporego psikusa. Jako wysokiej klasy lingwista, znawca mitów i literatury staroangielskiej stworzył (a za­jęło mu to lat kilkanaście – kogóż dzisiaj stać na tak długi proces twór­czy?) dzieło, które nie tylko dało podwaliny pod współczesną fantasy (znawcy zaraz będą na mnie wieszali psy, wskazując Morrisa, Lewisa, Lorda Dunsany’ego  i innych), ale w dodatku z miejsca wyzuł gatunek z wielu pomysłów. Oczy­wiście nie było to zamiarem Tolkiena, Hobbita pisał dla swych dzieci, a sukces powieści zaskoczył go i dopiero naciski czytelników skłoniły go do napisania ciągu dalszego – „poważnej” powieści, w którą włożył całe swoje serce, kunszt, lata badań nad starymi językami, wiedzę na temat baśni i mitów.

Powstało z tego dzieło ponadczasowe, przełożone na wiele języków i wydane w wielomilionowych nakładach. Dzieło, które porusza czytelni­ków i spowodowało wielkie zainteresowanie życiem i pozostałą twórczo­ścią Tolkiena. Działają stowarzyszenia, odbywają się zloty miłośników Władcy Pierścieni, dyskutuje się o przekładach, niuansach, podwójnych dnach i znaczeniach tej prozy.

Ta wieloznaczność opowieści, możliwość różnora­kiej interpretacji zapewnia wielką frajdę badaczom. Dla poszukiwaczy akcji, batalistyki i grozy będzie to wspaniała powieść drogi – bractwo złożo­ne z przedstawicieli różnych ras Śródziemia, będące ostatnią nadzieją sił Dobra, przedziera się przez dzikie krainy, nad i pod górami, przez rwące rzeki, prapuszcze i dzikie stepy, by zniszczyć Pierścień dający władcy Ciemności szansę na zwycięstwo nad światem. Bractwo rozdziela się, rozchodzi po kontynencie, wszędzie doprowadzając do wrzenia wśród ludności i nawołując do walki ze złem. Nic dodać, nic ująć – same archetypy. We Władcy Pierścieni każdy dostanie coś dla siebie. Lingwiści – wymyślone ję­zyki, krytycy – archetypy, młodzież – akcję, romantycy – miłość, itd. Język Tolkiena jest bardzo pla­styczny, barwny, opisywana scenogra­fia pełna szczegółów aż do n-tego planu (wielkie ułatwienie dla filmowców), autor kapitalnie stopniuje napięcie, wie, gdzie rozbawić czytelnika, a gdzie machnąć macką grozy. To właśnie pozostało mi w pamięci z lektury sprzed lat. Plastyczna i kompletna wizja świata obcego, ale jakby znanego, mnóstwo pozytywnych emocji i kilkanaście wspaniałych scen. Pamiętam wewnętrzną walkę Froda z niechcianym, ale przyjętym godnie losem Powiernika, pamiętam wpływ Pierścienia na Bilba i Boromira. Pierścień to władza, lep, najsilniejszy afrodyzjak świata, łamacz charakterów i moralnych kręgosłupów.

Irytowała mnie za to jednoznaczność światopoglądów bohaterów. Zły to zły, dobry to dobry, i basta. Żadnych odcieni szarości, kompromisów, wątpliwości. Linia graniczna została wręcz wypalona w umysłach bo­haterów. Jedynie Boromir i Eowina przypominali ze swoimi słabościami i namiętnościami ludzkie istoty, a nie zimne automaty. A także swojskie hobbity, ale cała ich kraina, Shire, pochodziła jakby z innej bajki (co bardzo widać w filmie). Więc nic dziwnego, że niziołki wydawały mi się postaciami ulepionymi z innej gliny.

Gdy tak pozbierać te elementy i wątki do kupy, to nic dziwnego, że historia pewnego pierścienia weszła do światowego kanonu, urzekła tysią­ce, a znana jest przez miliony. I święci na świecie triumfy od lat 50., stała się kultową jeszcze za życia Tolkiena, a teraz, tuż za progiem XXI wieku, przeżywa renesans. Kto wie, może teraz właśnie ta jednoznaczność po­działu na Dobro i na Zło przyciąga do Władcy Pierścieni nowych czytel­ników? Tych mających dość świata pełnego kłamstw, obłudy, hipokryzji i oszustwa.

Wojtek  Sedeńko

2 odpowiedzi na „Władca Pierścieni”

  1. Awatar Michał
    Michał

    Bardzo dobry tekst. Zwłaszcza końcowa konkluzja przypadła mi do gustu.
    Zgadzam się w 100%. Dziś młody człowiek otoczony jest przez wszechogarniający relatywizm (moralny, społeczny, prawny itd.). Polityka i działalność publiczna jest bezideowa, pozbawiona misji i przekonań w które się wierzy.
    Młody czytelnik poszukuje wzorców, czasem nawet naiwnych ale takich, do których się dąży, niekoniecznie osiąga.

  2. Awatar Andrzej
    Andrzej

    Idąc tym tokiem myślenia, każda książka jest ponadczasowa dla jakiegoś grona czytelników. WP zdobył popularność i wygrywa w plebiscytach. I co z tego? Przychodzi do głowy stare powiedzenie o tym, że miliony much nie mogą się mylić. A młodzież przyciąga tylko i wyłącznie marketing. Takie teraz mamy czasy, że do czytania książki zachęca młodego człowieka sukces finansowy hollywodzkiej adaptacji. Podział na czarnobiały świat występuje tylko w baśniach dla dzieci i w kiepskiej fantastyce takiej jak Tolkien. Młody czytelnik powinien szukać lepszych i bardziej wartościowych lektur. Jest obecnie na rynku mnóstwo powieści i sag fantasy równie epickich a przede wszystkim, zwyczajnie lepszych. Howard, Martin, Le Guin, Leiber, Wolfe, Abercombe… lista jest długa. Wystarczy odrobina literackiego gustu, żeby oddzielić ziarno od plew.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *