W ostatnim wywiadzie, jakiego udzielił Bohdan Petecki przed swoją śmiercią (patrz Marek Żelkowski Lista nieobecnych) , autor skarżył się na niezrozumienie polskiej krytyki dla jego książek. Wyraźnie bolało go, że pomimo sukcesu czytelniczego, jego powieści są ostro traktowane przez krytyków – chodziło tu najprawdopodobniej o recenzje Macieja Parowskiego i Marka Oramusa w „Fantastyce” (mowa jest, że ci krytycy to też autorzy). To rozżalenie spowodowało, że pisarz skierował swoje książki ku młodszemu czytelnikowi, co nieźle mu wychodziło – vide Bal na Pięciu Księżycach. Niewątpliwie było w tej wypowiedzi sporo racji, bo recenzenci – znając przecież dobrą opinię samych czytelników – nie szczędzili mu razów. A to za sztampowość postaci, a to za kalki fabuły, a to za gloryfikację komunizmu. Petecki nigdy swoich lewicowych poglądów nie ukrywał, pozostał socjalistą do końca życia.
Co do pozostałych zarzutów, po odrzuceniu wtrętów komunistycznych (które nie były wcale nachalne) książki Peteckiego były traktowane jako znakomite czytadła. Ekologiczna fantastyka w Tylko cisza, opisy lotu i nawigowania przez zniszczoną sferę Dysona w Kogga…, psychoataki w Strefie zerowej, opis kontaktu w Messier 13 to były pomysły, które czytelników zachwycały. Potrafiliśmy wtedy oddzielać ziarno od plew, czytać między wierszami i z lektury wyciągać to, co chcieliśmy. Petecki był jedynym stricte kosmicznym autorem w PRLu (nie licząc Borunia i Trepki w trylogii) i to docenialiśmy. Śmialiśmy się z socjalizujących wstawek, traktując je raczej jako ustępstwo autora wobec wydawcy, nie przeszkadzały nam powtórki i umięśnieni herosi z kart jego powieści.
Tym kierowałem się, wybierając do APF kolejne tytuły Peteckiego, a będzie ich jeszcze kilka w serii. A temat wypłynął, gdyż w trakcie spotkania z Krzyśkiem Sokołowskim w Nidzicy, w trakcie polecania przez niego książek w księgarni, w tym powieści Peteckiego, wtrącił się Maciek Parowski i wyjaśnił, skąd brały się ostre recenzje twórczości tego pisarza. Jego tłumaczenie było takie, że Petecki – w odróżnieniu do zdecydowanej większości autorów – był w obozie władzy, nie kontestował jej i dawał temu wyraz w swych książkach. Że on sam (Maciej) nie mógł czytać opisów wypraw mięśniaków w kosmos, bo jawili mu się jako ubecy w kosmosie, że to, co działo się na ulicach Polski, stan wojenny, śmierć górników w Wujku, zakatowanie Przemyka, było wówczas tym, co miało na nich, w redakcji „Fantastyki”, wielki wpływ. A każdy przejaw poparcia dla systemu nieprawości, wywoływał w nich sprzeciw.
Dyskusja nie przeistoczyła się w wykład Macieja, bo do sali zajrzał Marcin Wolski, posłuchał i wtrącił swoje trzy grosze, a spór zaczął iść w innym kierunku.
Wiele słów Maćka było prawdziwych, podobnie myśleliśmy wtedy i my, czytelnicy, dlatego nie każdy chwalił się tym, że kocha książki Peteckiego. Ja potrafiłem w nich znaleźć to, co w fantastyce lubię najbardziej. Świetne opisy obcych światów, startów i lądowań pojazdów, akcję i oderwanie od rzeczywistości. Pochwały komunizmu nie ruszały mnie. Dzisiejszy czytelnik, młodego pokolenia, nie obciążony życiorysem w komunie, czyta powieści Peteckiego z zachwytem, nie zauważając tego, co nam kiedyś przeszkadzało. Petecki się broni. Bez dwóch zdań.
Dodaj komentarz