Zbliża się wielkimi krokami premiera kolejnych książek w GG. Będą to dwie klasyczne amerykańskie powieści. Plazmoidy Schmitza to zaskakująco dobra powieść kompletnie w Polsce nieznanego autora, jednego z filarów pulpowych magazynów SF w Stanach Zjednoczonych. Walka wywiadów, pogmatwana dyplomacja, wynalazki, które dzisiaj nawet wywołują u czytelnika skrzywienia ust. Tytułowe Plazmoidy to biologiczne artefakty po prastarej cywilizacji, o które trwa walka, gdyż mogą pozwolić dokonać skoku technologicznego dającego wielka przewagę w Galaktyce. Czyta się, tym bardziej, że styl Schmitza bardzo przypomina wczesnego Bestera. Tego z Człowieka do przeróbki.
John W. Campbell wielkim redaktorem był. Jego gust zdominował amerykańską SF na długie lata. Pisał też. Ale wielkim pisarzem nie był. Postanowiłem jednak w GG pokazać dwie jego nowele, które tłumaczą – z racji wielkiego wpływu redaktora Campbella na twórców – dlaczego amerykańska space opera wtedy wyglądała jak… wyglądała. Z tych kolein wyszedł chyba tylko Doc Smith, o czym wkrótce się przekonacie, bo Skylarki to będzie następna para serii. W tomie Campbella tytułowa nowela to klasyczna space opera, jak je widział największy redaktor science fiction. Drugi tekst jest znacznie lepszy. To opowieść o badaczach antarktycznych, którzy w lądolodzie znajdują pojazd kosmiczny, a w nim obcego, co potrafi przekształcać się w dowolną biologiczną postać. Kto jest człowiekiem, a kto obcym? Znajome? Oczywiście, to inspiracja Carpentera i jego „The Thing”. Ale w latach 30. to opowiadanie dawało kopa.
Premiery na przełomie stycznia i lutego.
Dodaj komentarz