Małpy Pana Boga

Jestem po lekturze tomu Małpy Pana Boga. Słowa Macieja Parowskiego. Ta książka to taka trochę hybryda. Po trosze krytyczna, po trosze wspomnieniowa, przypominająca dyskusje i polemiki sprzed lat, raportująca trzydziestoletnią obecność Parowskiego w polskim życiu fantastycznym, i nie tylko. Pokazuje też, na bazie recenzji, Parowskiego jako krytyka, a w wywiadach człowieka i czytelnika. Aż strach pomyśleć, że „Fantastyka” będzie w tym roku obchodziła JUŻ trzydziestolecie. Tyle też lat znamy się z Parowskim. Sam dla tej gazety pisywałem w latach 1991-2002. Stąd i miło było sobie przypomnieć wiele polemik, które – nawiasem mówiąc – mogłyby i dzisiaj wywołać kłótnie.

Małpy wychodzą od Czasu Fantastyki, poprzedniej książki krytycznej Parowskiego, którą ukończył w 87 roku i w skład której  nie weszły szkice, które teraz dały tytuł nowej książce. Może to i dobrze, bo Czas Fantastyki relacjonował jednak zupełnie inną epokę w polskiej fantastyce, czas Fantastyki bezkonkurencyjnej, będącej wyrocznią, alfą i omegą. Opowiadała o epoce, gdy SF tkwiła w getcie, była literaturą kontestującą rzeczywistość, ale wyczuwało się, że w środowisku aż buzuje od emocji. Małpy Pana Boga przychodzą po okresie wielkich przemian w polskiej fantastyce, literaturze dostrzeżonej, docenionej, z dużymi osiągnięciami i sukcesami komercyjnymi. Małpy pokazują te przemiany od środka.Parowski jako krytyk, pierwszy recenzent, redaktor i czytelnik towarzyszył kilku pokoleniom, generacjom polskich autorów. Dzięki konkursom ogłaszanym przez Fantastykę stał w pierwszym szeregu fantastycznej rewolucji, debiutowali u niego pisarze dzisiaj bardzo doceniani i ważni nie tylko dla fantastyki, ale i dla mainstreamu. Zżyma się tu Parowski, że nikt tego nie docenia, że literackie salony nie dostrzegają roli, jaką miesięcznik odegrał dla polskiej kultury jako całości. Ja myślę, że nie tylko dostrzegają, ale i zazdroszczą, a jak Polak zazdrości, to zaraz pracuje łokciami i umniejsza rolę.  Żali się, że w słownikach i leksykonach nie ma haseł na temat tak żywej gałęzi literatury, ale te słowniki to przecież książki widma, przechodzące wprost z drukarni do magazynów bibliotecznych i nie oglądane do końca świata. A MKiDN medale dał redakcji przecież nie za darmo. Pisze, jak to redaktorzy NF bronili w literackich centrach głównego nurtu honoru fantastyki. A ja myślę, że chyba atakowali, a to w Oborach zamknięte i oblężone kliki broniły… hm, czego? Starego, zakurzonego, zamkniętego getta.

Interesująco za to wyglądają wywody na temat tego, czego o mało nie zrobiono z „Fantastyką” na początku lat 90. Kiedy powstało pismo konkurencyjne i redakcja nagle zrozumiała, że o czytelnika trzeba walczyć. Pojawił się pomysł, by robić pismo dla głupich, takie „Bravo”. Dla tych, co czytają głupie teksty, oglądają debilne filmy, dużo zdjęć, koloru – czyli, jak to celnie wtedy nazwał Oramus – pismo pornograficzno-rzeźnicze. Na szczęście, „Fantastyka” pozostała pismem wiernym sobie, tworzonym nie dla duchowych karzełków (cytat z Parowskiego). Zostawmy celebrytów, znawców przemysłu odzieżowo-kosmetycznego z boku, sami spadną ze sceny po 5 minutach.

Małpy Pana Boga pokazują Parowskiego jako wyśmienitego krytyka, czułego na dygresje i aluzje w omawianym utworze, potrafiącego dostrzec dzieło w kulturowym kontekście. Parowski wyłania się z nich też jako wytrawny czytelnik, oczytany nie tylko w fantastyce, a może nawet przede wszystkim w mainstreamie, czym wyróżnia się z tłumu recenzentów fantastycznych.

Wiele wspomnień i dla mnie miłych wyłania się ze stronic tej grubaśnej książki, wydarzeń, spotkań, ludzi i lektur. Wspaniale uzupełniają je zdjęcia. Parowski posiada spore archiwum unikalnych fotografii, zawsze miał przy sobie aparat, robił zdjęcia, nam się nie chciało, i teraz żałujemy. Dobrze się stało, że wyszły drukiem artykuły i polemiki do sporów, jakie toczyli wtedy twórcy z „Fantastyką” i Parowskim. Ta wojna dobrze zrobiła obu stronom. Młodzi wydorośleli (i sami stali się już „starzy”), a Parowski ewoluował.  Dzisiaj dyskusje toczą się tylko w niskonakładowym „Czasie Fantastyki”, dla znacznie mniejszej widowni, nie tak zażarte jak wtedy, ale powstanie CzF także trzeba zaliczyć do wielkich zasług Macieja Parowskiego.

Wiele jest tych zasług. Może taką książkę o Parowskim redaktorze, promotorze, działaczu, krytyku i czytelniku powinien napisać ktoś inny, a nie on sam, składający z własnych tekstów pisanych do wielu periodyków, nie tylko fantastycznych, tę arcyciekawą książkę. Polecam Małpy Pana Boga nie tylko jako wartość samą w sobie, ale i jako zapis pewnego zamkniętego już rozdziału, trzydziestu ostatnich lat polskiej fantastyki.

3 odpowiedzi na „Małpy Pana Boga”

  1. Awatar Łukasz
    Łukasz

    Niedługo będę miał okazję wgryźć się w owe tomiszcze. Ciekawe ile razy podniesie mi ciśnienie? Pamiętam jak na łamach NF co i rusz pisano o gatunkowym getcie.Niedocenionej fantastyce. Dziś jesteśmy po drugiej stronie ogrodzenia. Fantastyka wypłynęła na szerokie wody mainstreamu. Tylko czy wyszło jej to na zdrowie? Szczerze mówiąc wolałem fantastykę w niszy. Lepsze to od obecnej klęski urodzaju.

  2. Awatar Wojtek Sedeńko

    Ciśnienia nie podnosi, czyta się lekko i przyjemnie, wracają wspomnienia. I wtedy tak naprawdę nie było o co kruszyć kopii. Dla mnie getto tkwi w głowach. Chcesz, to się szufladkuj. Albo żyj pełną piersią.
    Opinie mainstreamowców kwitować śmiechem, bo przecież nie czytają fantastyki. Nie czytają kryminałów, romansów, thrillerów. horrorów. Książek kucharskich pewnie też nie. To, co oni czytają to dopiero jest getto. Cholera, znowu używam zwrotów MY-ONI. A obiecałem sobie, że nie będę.

  3. Awatar Leszek Błaszkiewicz
    Leszek Błaszkiewicz

    Bardzo sympatyczne, chociaż teksty są w postaci takiej, w jakiej się ukazywały (czasami dosyć dawno temu) i trzeba w związku z tym delikatny filtr założyć.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *