Bawaria, dzień 7 – Adolf i jezioro Królewskie

Piszę te słowa już po powrocie do Polski, albowiem Internet nie jest jeszcze rzeczą ogólnie dostępną w Niemczech.

Parę zdań o pogodzie. Magiczna parasolka Beaty, schowana w naszym busie, zapewnia nam super pogodę. Mamy cały czas słońce, 20-25 stopni, zero chmur. Ale to są góry, pełno tu jezior, które przy takich temperaturach strasznie parują, tworząc gęste mgły. A my mamy zaplanowany tego dnia rejs po Koenigsee. Gdy rano podjeżdżamy do przystani, widoczność jest zaledwie na 50 m. Z litością patrzę na wycieczkę Japończyków, którzy wyruszają na zakontraktowany planem rejs – nie widać gór, ani samego jeziora.
Ja mam inny plan, kupujemy bilety na rejs o 15, potem startujemy w góry, gdzie nie ma mgieł.

Podjazd zaczynam od jobów na polskie „przewodniki” turystyczne. Szukaliśmy drogi wjazdowej na Kehlstein, która jest zamknięta dla ruchu kołowego od kilkunastu lat. I nie dziwota, trasę obsługują specjalne busy, a droga jest tak karkołomna, że nie dalibyśmy rady. Sam dojazd do parkingu wymagał niezłych umiejetności, wzniesienia 24-40%, na zjeździe popaliłem trochę hamulce i jechałem z duszą na ramieniu. Ale w końcu zasięgamy języka i trafiamy na miejsce.

Półgodzinna przebieżka serpentynami i jesteśmy w Orlim Gnieździe, domu, który NSDAP podarowała Hitlerowi na urodziny. Dom wisi nad przepaścią, górując nad całą doliną Berchtesgaden. Panorama powala, widok na ponad 100 szczytów. Sama willa jest widoczna z wielu punktów. Od Kehlsteinhaus podchodzimy jeszcze parę metrów, by wdrapać się na sam szczyt. Tu z Zenkiem zapalamy, ja cygaro, on fajkę.
Jak Adolf H. dostawał się na szczyt? Nie wiem, strach pomyśleć, jakiego trudu wymagało samo odśnieżanie trasy.
Od parkingu wykuto tunel (124 metry), a następnie drugi tunel w pionie, na windę prowadzącą prosto do willi (też 124 metry). Winda jest luksusowa, zjeżdżamy nią w drodze powrotnej.

Wreszcie ruszamy na rejs po Koenigsee – warunki wspaniałe, doskonała widoczność, zero wiatru, łodzie prują cicho wodę dzięki elektrycznym silnikom łodzi, który pod Ścianą Ech odgrywa (a zdrowo dusi kota) jakieś kawałki, a góry odpowiadają pięknym echem. Następnie postój przy kościele św. Bartłomieja, istne cudo, czerwone kopuły, białe ściany, wokół lazur wody, szczyty pokryte drzewami w jesiennych barwach. Nic dodać.
Ja jeszcze sprawdzam temperaturę wody – jest naprawdę ciepła, mam ochotę popływać, ale to park narodowy.
Na koniec dnia udajemy się do maleńkiego Ramsau. ładny kościółek, a pod i nad nim bardzo stary cmentarz. No i wspaniałe widoki na Alpy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *