Bretonia, dzień drugi

Po wczorajszym spisie udaliśmy się jeszcze do centrum Rennes, obejrzeć pozostałości starówki (kiedyś to piękne, drewniane miasto, spalił pijany cieśla – z zabudowy ocalały pojedyncze budynki). Na zdjęciu jedna z uliczek. Oprócz tego katedra, parlament bretoński, deptak.

Dzisiaj postawiliśmy na megality. Ruszyliśmy na południe Bretonii, w stronę Carnac. Po drodze zboczyliśmy do urokliwego Josselin, gdzie stoi nad rzeką piękny zamek. Dzień targowy, więc znowu mieliśmy okazję oglądać lokalnych wytwórców serów, warzyw, owoców, rękodzieła. Niektórzy rzucili się na pachnącą paellę.

Pogoda znakomita, w całej Francji leje, w Polsce nawałnice, a w deszczowej zwykle Bretanii świeci słońce. Coraz częściej widzimy już napisy w dwóch językach. Carnac to inaczej Karnag (nie mylić z karniakiem), miasteczko będące centrum wypadowym dla miłośników megalitycznych budowli, których w tym zakątku kontynentu jest po prostu mnóstwo. W samym Carnac na jednym polu, w równych rzędach blisko 3 tysiące menhirów. Zwiedzamy jeszcze kilka dolmenów.

Potem kilka chwil na odpoczynek na półwyspie Quigoron. Zimny Atlantyk wcale nas nie zraża. Kapiel jest cudowna, a grupę śmiałków obserwują pozostali, ubrani w kurtki, bo choć jest słońce, to wiatr bardzo porywisty. Zimna woda ma moc przemieniania. Cohones w ziarnka fasoli.

Po kąpieli udajemy się do Vannes, stolicy małego, uzdrowiskowego regionu. Podziwiamy piękne parki, marinę oraz kamieniczki. Jutro wyprawa na północ Bretonii.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *