Czy zastanawialiście się kiedyś, co byście robili, gdyby było można zacząć życie od nowa? Takie oto myśli krążą po głowie człowiekowi, który wraca z południa Europy do Polski, stoi godzinami w korkach na gierkówce, tuli się za kierownicą przed „wolną amerykanką” na drogach, bo aklimatyzacja do polskiego stylu jazdy i – nie bójmy się tego powiedzieć – chamstwa na drogach, musi trochę potrwać. I te myśli nie są fajne, bo z reguły łączą się z opuszczeniem kraju na stałe. Zaczepić się w turystyce, ale takiej wyspecjalizowanej, kwalifikowanej. Albo zająć się winiarstwem. To ostatnie bardzo mi pasuje. Spędziłem właśnie kawał wakacyjnego czasu w winnicy pod Conegliano i bardzo mnie to miejsce zauroczyło. Nie nastawione na turystykę, a pokazujące życie włoskiej wsi i uprawy winorośli – tej słynącej z Prosecco. Mój gospodarz, Carlo Sardi, na zdjęciu po prawej, dużo opowiadał o uprawie, którą zajmuje się jego rodzina od XVIII wieku. Mieszkaliśmy zresztą w takim domu dla pracowników winnicy, w wygodnym apartamencie ze współczesnymi wygodami, ale ze starymi meblami, które w Polsce nazwalibyśmy antykami. W ogrodzie figi, granaty i inne egzotyczne dla nas zwierzęta. Mnóstwo przypraw, które rosną pośrodku kwietnika. Wiele zwierząt, koty, psy, osły, króliki. Wokół winnice i małe zagajniki sadzone dla dopłat unijnych. Cała produkcja, a nawet zbiory zautomatyzowane. Cisza i spokój. Carlo ma 13 hektarów winorośli, co przynosi mu 200 ton winogron, które sprzedaje w spółdzielni. Za Prosecco nie przepadam, wino z bąbelkami – ani szampan, ani wino, taki soczek. Ale jak Carlo dowiedział się, że w Polsce to wino jest modne wśród celebrytów, to się tylko uśmiechnął. Już wie, skąd zwyżka ceny w ostatnich latach 🙂
Do pomocy ma kilkoro ludzi, w tym Ukraińca Bohdana, spod Lwowa, który z rodziną mieszka we Włoszech od 18 lat (na zdjęciu po lewej). Absolwent uniwersytetu, mój rówieśnik, sporo opowiadał o swoim ciekawym życiu – był m.in. w Afganistanie, gdzie za Sowietów skierowano jego jednostkę. Jakże splatają się ludzkie losy.
Czas w takiej winnicy płynie piekielnie wolno. Kiedy zrobiłem sobie przed powrotem dwa dni wolnego, to mnie po kilku godzinach nosiło. Przestawienie i aklimatyzacja do takiego trybu życia pewnie trochę by trwały, ale myślę że dobrze by zrobiły dla samego zdrowia. Te winnice leżą 60 km od morza, do Wenecji jakieś 80 km, do ukochanych Dolomitów moich jest 70 km w drugim kierunku. No, po prostu żyć.
Dodaj komentarz