Pomyślałem jeszcze raz i ten alfabecik powinien chyba zawierać podwójną liczę „B”. Jak można pominąć Ballarda? Chociaż, dzisiejsi piewcy literatury postapokaliptycznej, takiej spod znaku Metra czy Silosu (albo innego schronu, bunkra czy tunelu) i walki o przetrwanie za pomocą wyrzutni ppanc lub niezawodnych kałachów (zamiast, jak być powinno, noży z zardzewiałej blachy, własnych zębów i pazurów), Ballarda nie znają. Na naszym stoisku często polecam, ale Ballard, jak i Bradbury, to dzisiaj literatura nieosiągalna w księgarni. I może trochę za trudna, symboliczna?
Ballard ma na swoim koncie sporo utworów katastroficznych, JGB został naznaczony w czasie ostatniej wojny światowej dosyć dotkliwie i przeżył jako dziecko prawdziwą gehennę – co w tych utworach jest dobrze widoczne. One nawet nie są pesymistyczne, one nie pozostawiają złudzeń. Co do zwierzęcej natury człowieka,
Taki Wieżowiec. Czy to jest powieść SF? Raczej nie. Oto apartamentowiec w środku dużego miasta cywilizacji Zachodu. Samowystarczalny: sklepy, rozrywka, baseny itp. Mieszkania zróżnicowane – w cenie dla urzędników, przez klasę średnią, po bogaczy, których stać na penthause’a na dachu. Podział rozkłada się piętrowo. I nagle ten wieżowiec zaczyna wpływać na psychikę swoich mieszkańców. Chodzą do pracy, ale pojawiają się problemy i konflikty – a to pies się wypróżnił na klatce i nie sprzątnięto po nim, a to obraźliwy napis w windzie… Konflikty narastają, w końcu ktoś komuś daje w zęby, pojawiają się pierwsze trupy, gangi, wieżowiec jest systematycznie niszczony. Świat zewnętrzny w to nie ingeruje, bo mieszkańcy sytuację zachowują dla siebie. Bardzo mocna to powieść, pokazująca jak płytko pod cywilizacyjną ogładą mieszkają w nas bezlitośni mordercy. Podobny schemat stosuje Ballard w powieści Ludzie Millenium, gdzie bunt średniej klasy obejmuje dzielnicę Chelsea w Londynie.
Zatopiony świat – tutaj mamy prawdziwy klimat postapo – w wyniku zmian klimatycznych, wzrasta mocno temperatura, podnosi się poziom wód, a klimat Ziemi zaczyna przypominać paleozoik. Ludzie zmykają w okolice biegunów, a świat znów przejmują gady.
Ja lubię Witaj, Ameryko – opowieść o wyprawie do wyludnionej Ameryki – wyludnionej w wyniku katastrofy ekologicznej. Kontynent północnoamerykański spustynniał, miasta zasypane piachem, ludność – jak poprzednio płynęła do Ameryki za chlebem, tak tą samą drogą wraca na stary kontynent, gdzie wszystko jest racjonowane. Ta wyprawa, mająca zbadać skoki promieniowania jest podróżą w krainę marzeń. Marzeń o straconych cadillakach, coca-coli, myszce Mickey i innych symbolach pop-americana. Ta podróż jest interesująca dla samego Ballarda, bo bawi się konwencją, żongluje symbolami, ożywia je i kolekcjonuje – niczym pan Tagomi i bohaterowie Człowieka z Wysokiego Zamku Dicka.
A przecież są jeszcze Fabryka bezkresnych snów, Wyspa, W pośpiechu do raju. Warto znać. Ballarda. Jamesa Ballarda.
Dodaj komentarz