Don Chichot

kichotJedną z najsłynniejszych powieści świata, arcydzieło hiszpańskie Cervantesa, Don Kichota czytałem jeszcze w wydaniu dwutomowym, gdzieś pod koniec podstawówki. W domu była cała światowa klasyka, a że nie należała ona do szkolnych lektur, to czytałem ją chętniej. Podobała mi się ta powieść. Nie żeby porwała mnie wówczas, za mało wiedziałem o życiu, naturze człowieka, historii. Ale podobała.

Teraz, za sprawą nowego przekładu Wojciecha Charchalisa przypomniałem sobie Dzieje przemyślnego szlachcica Don Kichota z Manczy i jestem zachwycony. To jedna z pierwszych nowożytnych powieści, doskonała, wielowymiarowa, dowcipna. Wydaje mi się, że poprzedni przekład nie oddawał dobrze tej jej cechy – sam Cervantes uważał, że stworzył satyrę na rycerskie romanse. Don Kichot w oryginale przemawia różnymi stylami, Sancza jest prostym chłopem i takim mówi stylem, ich dialogi są pomysłowe i skrzą humorem – niestety te style w poprzednich przekładach zostały zaorane, wyrównane. Obecny przekład to poprawia, za co wielkie ukłony dla translatora. I dla wydawcy, bo wydał to arcydzieło pięknie, opatrzył ilustracjami Siudmaka.

Ja w każdym razie bawiłem się setnie, jak przede mną wiele pokoleń – powieść ma 400 lat! Co roku pielgrzymki śladami literackiego bohatera odbywają tysiące turystów. Zachęcam do lektury: Przemyślny szlachcic Don Kichot z Manczy.

21 odpowiedzi na „Don Chichot”

  1. Awatar Grzegorz
    Grzegorz

    Nie podobają mi się tylko w nowym przekładzie dwie rzeczy:
    1. Zarówno tłumacz w przedmowie, jak i wydawca zataili, że jest to tylko Pierwsza Część powieści (czekam niecierpliwie na drugą?!).
    2. Zamiana nazwiska Sanczo Pansa na Brzuchacz oraz Dylcynei na Cydenię… to jednak zamach na tradycję 😉

  2. Awatar Wojtek Sedeńko

    🙂
    Nowy przekład niejako obliguje do daleko idących zmian w nazwach, a najczęściej zaczyna się od tytułu. Tekst ma być ten sam, ale inny. Trudne zadanie, gdy trzeba tłumaczyć zdania oczywiste, nie wieloznaczne. Mnie spolszczanie, zmienianie nie przeszkadza. Kiedyś wypowiedziałem się na ten temat szerzej przy okazji przekładu Łozińskiego – Tolkiena i Herberta. Ogólny sens był taki, że przekład nowy czytany przez czytelnika po raz pierwszy mającego styczność z dziełem – nie zrazi go do niego, a wkurza tylko tych, którzy pierwszy przekład mają za kanoniczny. Dostałem straszne bęcki od konserwatywnych tolkienistów, tzn. tych co traktują dzieło Profesora jak pismo święte. A przecież Pismo Święte ma też wiele przekładów i interpretacji. Nie przeszkadzał mi Łazik/Obieżyświat, Bagosz/Baggins, Wolanie/Fremeni. Tak i nie przeszkadza mi Brzuchacz, choć to miano z wyglądu, a nie z nazwisko się wzięło. Obiecałem sobie, że temat nowych przekładów jest zakończony.
    Nawiasem mówiąc, jeszcze większe bęcki dostałem od badaczy pisma świętego za wydanie (a było to wydanie drugie, więc nie byłem prekursorem, tylko wydawnictwo miałem większe) Jeskowa i jego „odwrotnej” wersji wydarzeń w Śródziemiu.

    Co do reszty – czytałem Chichota równolegle z redakcją komunistycznej utopii „Mgławica Andromedy”, z której wynotowywałem sobie co smaczniejsze kąski, bo zamierzam napisać wstęp do książki (ale czekam na wrażenia z lektury „Godziny Byka”, która jest w przekładzie Witka Jabłońskiego). I ten renesansowy Cervantes był w przerwach Jefremowa tak orzeźwiający, tak piękny, tak zabawny, że w ogóle wyłączyłem sektor analityczny i po prostu się bawiłem. I napisałem notę, mając ledwie pół tomu za sobą, chcąc by inni też sięgnęli po tę książkę. Myślę, że napiszę – jak czas pozwoli – większą recenzję.
    Przyznam się też, na zakończenie, że czasem tak mam i potrafię zaliczyć tylko część lektury i już mam w głowie gotowy osąd i pogląd. Anegdota: w domu było kilkutomowe wydanie „Nędzników” bez obwolut. Ojciec jeden wziął, porównując sobie opisy bitwy pod Waterloo z innymi książkami, i odłożył tom w inne miejsce. Opis bitwy to był tom II. Ja przeczytałem pozostałe i nie zauważyłem braku, który doczytałem po kilku latach – porównując m.in. z książkami Łysiaka.
    I Nędznicy nie pozostawili we mnie wrażenia obcowania z arcydziełem, a opisy kanałów były strasznie nudne. Choć gdy umierał Gavroche – chyba uroniłem łzę. Nie wiem do dziś, czy to przez brak tomu drugiego 🙂

  3. Awatar marek
    marek

    Może nowy przekład i obliguje, ale w tym miejscu przypomina się (przywołana wyżej) sprawa nowego przekładu Władcy Pierścieni i sławetna zamiana Hobbitów i na Niziołków i parę innych,niezbyt fortunnych, zamian. Po co zmieniać nazwy własne, skoro stałe stały się powszechnie znane? To tak jakby nagle Los Angeles stało się nagle Miastem Aniołów. Zaznaczam: chodzi mi wyłącznie o nazwy własne, co do reszty zgoda – autor nowego przekładu powinien mieć swobodę.

  4. Awatar Michał
    Michał

    Książka już jakiś czas zakolejkowana stoi na półce. Przeczytałem wstęp samego Cervantesa – aż trudno uwierzyć, że tekst ma te 400 lat. Napisane lekko i z polotem a zarazem swoistą elegancją epoki. Ciekawe czy drugi tom też zostanie wydany.

  5. Awatar Wojtek Sedeńko

    Aby nie uznano tekstu za plagiat powinno być 25% zmian. Nazwy własne są najprostszym zabiegiem. Nie chcę do sprawy Tolkiena wracać, ale on miał swoje uwagi dotyczące ewentualnych przekładów jego dzieł, i życzył sobie ponoć „naturalizowania” nazw własnych do języka, na który Śródziemie jest przekładane.
    A tłumacze, bądź ich spadkobiercy mogą się jątrzyć o byle co. Syn Marii Skibniewskiej, jak słyszałem, zastanawiał się nad pozwem o słowo „krasnolud” wykorzystywane nagminnie w przekładach fantasy. Proces mógłby być ciekawy, a wypowiedzi biegłych można by pewnie wtedy wydać.
    W SF przyjęto wspólną rekwizytornię, nikt nikomu nie wytacza procesu o nadprzestrzeń, wehikuł czasu czy blaster.

  6. Awatar Wincenty Potemba
    Wincenty Potemba

    Panie Wojtku, czy nie zastanawiał się Pan by w ramach Galaktyki Gutenberga wydać coś z powieści lub opowiadań Jacka Finneya ? W Polsce jest znany przede wszystkim z „Inwazji porywaczy ciał” i kilku mniej lub bardziej udanych ekranizacji ale facet napisał też kilka wspaniałych powieści o podróżach w czasie „Time and Again” (1970) i kontynuacja „From Time to Time” (1995). To proza pełna tęsknoty za przeszłością, w tym wypadku zwykle wiekiem 19, za życiem prostszym, spokojniejszym i szczęśliwszym. Przypomina mi nieco w lekturze wczesne kawałki Raya Bradburego, kojarzy pan „Słoneczne wino” tego autora? Zresztą tej książki też nigdzie nie można dostać, a szkoda kawał dobrej literatury.

  7. Awatar Wojtek Sedeńko

    Tak, ale jest poza zasięgiem. Ale za to uda się może zbiór Frederica Browna.

  8. Awatar rusłan
    rusłan

    „Słoneczne wino” ma być wznowione w serii Artefakty z MAG-a.

  9. Awatar Grzegorz
    Grzegorz

    Na szczęście tłumacz powstrzymał się przed przechrzczeniem Don Kichota na don Kałkana albo Karwackiego, gdyż jak sam napisał: „należy działać ostrożnie przy traktowaniu imion głównych bohaterów, którzy na trwale weszli do kanonu postaci.” Los ten jednak nie ominął jego konia Rosynanta, który został Chabettonem. 🙂

  10. Awatar Wojtek Sedeńko

    Rosynanta szkoda, ale Chabetton też brzmi nieźle

  11. Awatar Wojtek Sedeńko

    Taaa, ostatnia pozycja dużego cyklu… resztę ludzie będą musieli przeczytać w oryginale (poza 2-3 opow)

  12. Awatar Domin
    Domin

    Co do Bradburego w „Artefaktach” MAGa, to przymiarki były właśnie do całego „Green Town”, a nie tylko „Dandelion Wine”. Trzymam za ten pomysł kciuki. To byłby murowany Sfinks (Książka roku). A przynajmniej – powinien być 🙂

  13. Awatar Wojtek Sedeńko

    Tak, byłoby miło.

  14. Awatar Deepdelver
    Deepdelver

    Wojtku, odnośnie tłumaczenia Tolkiena w wykonaniu Łozińskiego z litości mogę przemilczeć liczne błędy (nawet te najcięższego kalibru, wypaczające sens i wymowę opowieści), niekonsekwencje, „uprzaśnienie” świata przedstawionego, zalepianie braków warsztatowych inwencją własną tłumacza, czy nawet skandaliczne nieuprawnione ingerencje w tekst autora (celem uzyskania poparcia dla swojego przekładu), ale czuję się zobligowany by odnieść się do bezrefleksyjnie rozpowszechnianego mitu, jakoby intencją Tolkiena była generalna zasada tłumaczenia nazw własnych. Owszem, w „Przewodniku po nazwach własnych we Władcy Pierścieni” wskazywał nazwy własne, które jego zdaniem powinny być przekładane (do tego Łoziński i tak stosuje się selektywnie) i ich znaczenie, ale adresował te uwagi do tłumaczy na języki germańskie, a co do reszty języków pozostawiał to uznaniu tłumacza. Fundamentalne znaczenie powinien mieć tutaj list Tolkiena do wydawcy w odpowiedzi na prośbę Skibniewskiej o wskazówki do przekładu, w którym czytamy „Jak sama zauważyła, jest to angielska książka i jej angielskość nie powinna ulec zatarciu. […] Moim zdaniem, nazwiska osób powinny zostać nietknięte. Wolałbym także nie ruszać nazw miejscowych, łącznie z Shire. Sądzę, że najwłaściwszym wyjściem byłoby dołączenie na końcu książki listy nazw mających jakieś znaczenie po angielsku z wyjaśnieniami po polsku”.

    Na marginesie, MAG ma wydać cykl hyperionowy w nowym tłumaczeniu, może więc z czasem z naszych półek zostanie wyrugowany niesławny Szybkowar…, tfu, znaczy Chyżwar.

  15. Awatar Wojtek Sedeńko

    Dzięki za wyczerpującą odpowiedź. Można ubolewać nad pracą tłumaczy, choć z drugiej strony nie wiem, jak mogliby ominąć ów wymóg 25% (minimum) zmian w tekście.
    Kto wie, może i nie byłoby drugiego przekładu, gdyby nie bałagan w prawach autorskich, LoR można było kupić osobno prawa do twardej oprawy (Muza), miękkiej (Svaro, Czytelnik) lub zrobić nowy przekład (Zysk, Amber). A jaki jest przekład Frąców? Amber sprzedaje tego mnóstwo.

    Ja sam miłośnikiem Tolkiena nie jestem, przeczytałem raz LoR, w pierwszym wydaniu jeszcze, i wystarczy. Hobbita chyba nie dokończyłem, wydaje mi się, że nie miałem ochoty na bajkę, a LoR jeszcze nie znałem, a więc tła, mitologii – może bym i dokończył. Pewnie to wyznanie spowoduje, że spadnie mi oglądalność strony, ale cóż, ja rzadko wracam do lektur, nie sposób bowiem przeczytać wszystkiego… Choć może kiedyś…

  16. Awatar przechodzien
    przechodzien

    Ale czy wymóg 25% zmian w tekście odnosi się wyłącznie do nazw i terminów? A nie wystarczy po prostu, że 25% zdań będzie inaczej brzmiało – przecież wiele zdań można przetłumaczyć w różny sposób i to bez większego problemu (inny szyk, budowa zdania, synonimy, itp. itd).

  17. Awatar Wojtek Sedeńko

    To nie jest wymóg, nie ma przepisu. Sprawy o plagiat są bardzo trudne. Ta 1/4 zmian to niezbędne minimum, potem za sprawę biorą się biegli, a jacy są wiadomo. Każda opinia może być zwrotem o sto procent.Śledziłem z ciekawości kilka spraw, dawno temu. Tłumacz może przełożyć książkę nie znając jej pierwszego tłumaczenia, a i tak zostać oskarżonym o plagiat. To trudne sprawy.

  18. Awatar Grzegorz
    Grzegorz

    Tak czy inaczej „Don Kichote” to jedna z dwóch książek, które bym zabrał na bezludną wyspę. Druga to „Przygody dzielnego wojaka Szwejka” 🙂 Ostatnio też okazało się nowe tłumaczenie.

  19. Awatar Deepdelver
    Deepdelver

    Przekład „Władcy Pierścieni” w wykonaniu Frąców jest w porządku – poprawny, nie udziwniony i zrozumiały (choć zastrzegam, że nie czytałem w całości, a przecież trzeci tom tłumaczyły już Jagiełłowicz i Januszewska, więc nie wiem na ile jest stylistycznie spójne), choć w moim przekonaniu nie wniósł nowej jakości i widać w nim tempo prac. Odnosiłem wrażenie, że czytam tłumaczenie Skibniewskiej z uwspółcześnionym, nieco sterylnym językiem. Rozumiem interes wydawnictwa, ale z punkt widzenia czytelnika ten przekład nie był szczególnie potrzebny. Wiele można Łozińskiemu zarzucić, ale na tekście w większym stopniu odcisnął swoje piętno (nawet pomijając słynne „łozizmy”), mocno różni się stylistycznie od tekstu Skibniewskiej i są tacy, którym jego styl odpowiada bardziej. Generalnie, jeśli ktoś zaczyna przygodę z Tolkienem, to obecnie może obecnie bez wielkich dylematów skorzystać z dowolnego spośród tych trzech tłumaczeń – w najnowszych wydaniach w dużej mierze ujednolicono terminologię, uzupełniono braki i wyrugowano co grubsze błędy.

    Osobiście preferuję tłumaczenie Skibniewskiej – wychowałem się na estetyce języka tamtych czasów i z nim zetknąłem się jako pierwszym.

  20. Awatar Wojtek Sedeńko

    Przekład Kroha – ładne wydanie Znaku – ukazał się 6 lat temu i wciąż go pełno w hurcie. Stare tłumaczenie wyszło w olbrzymim nakładzie 3 lata temu i jest niedostępne.

  21. Awatar Grzegorz
    Grzegorz

    Czyli „nowe” – nie zawsze lepsze 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *