Na Polconie był istny wysyp nowości. Po dwóch kiepskich miesiącach, w końcu sierpnia nastąpiła kumulacja. Nie sądzę, by z powodu Polconu – wydawcy nigdy nie nastawiali się na konwenty czy fandom w szczególności. Jak był jakiś większy w okolicy premiery, to dobrze, ale specjalnego parcia na -cony nigdy nie było. Koniec sierpnia zwykle bywa dobry dla książek – mija czas urlopów, ludzie wracają do wyludnionych miast z wakacji, młodzież do szkoły… Trzeba wydać to, co nagromadziło się w produkcji przez miesiące letnie. No i były nowości Rebisu, Powergraphu, Eriki, Solaris, paru mniejszych wydawców.
A potem zaczął się wrzesień i… nastąpił powrót do wakacyjnej suszy. To, że rynek się wali, wiadomo nie od dziś, ale to drugie półrocze naprawdę pokazuje, iż dzieje się coś złego. Wydawcy bardzo zwolnili. Zatory płatnicze to już norma, narzekania słychać naprawdę zewsząd. Coraz więcej oficyn decyduje się zawiesić wydawanie i obserwować rynek. Jednocześnie wszyscy wiedzą, że zbliża się czas Świat, a więc teoretycznie najlepszy okres na sprzedaż. Teoretycznie, bo zeszłoroczny okres świąteczny to była raczej porażka. Pytanie jednak, gdzie sprzedawać – warunki przyjęcia tytułów do sieci są tak wygórowane, że nawet najbogatsze wydawnictwa mocno przebierają w tytułach – co dać, a co odłożyć. Alternatywą jest internet, ale on nie zapewnia sprzedaży na poziomie opłacalności kupna praw i wydania książki.
E-booki – wzrost sprzedaży na naszych stronach i my odnotowujemy, ale nie jest tak lawinowy. E-booki wcale nie są dużo tańsze, raczej wspierają papierową sprzedaż (z wzajemnością), zysk na nich wcale nie jest wyższy niż na papierze. Warto sobie uzmysłowić, że proces przygotowania do produkcji e-booka to te same koszty, co w papierze: prawa, przekład, redakcja, korekta, skład. A jeśli zysk jest mniejszy, to i tutaj podaż będzie malała. Nikt nie będzie produkował dla idei. Jak przedsięwzięcie nie przynosi zysku, to się je zamyka. Ten rynek jeszcze się kręci, bo wielu mniejszych wydawców wciąż powtarza staropolską mantrę: Jakoś to będzie. Za dużo tu rozliczeń wirtualnych: po stronie MA lista hurtowni i sieci z jakąś kwotą, po stronie WINIEN długi na rzecz drukarń, agentów, tłumaczy. W sumie bilans na zero. Ale z czego płacić należności obowiązkowe: pracowników, zusy, usy i takie tam…? Za parę miesięcy okaże się, że wielu tego nie wytrzyma, sprężyny długo nie da się naciągać.
Pojawiają się informacje o zamykanych księgarniach. W dobrych punktach. Nawet empik zastanawia się nad mniejszą liczbą salonów, a przecież jeszcze niedawno mówił o ekspansji. Książka zresztą to coraz mniejszy segment w tej sieci. Cóż, prawa rynku. A w komentarzach na FB widzę głupawe teksty, nikt nie zauważa groźby płynącej z coraz mniejszej liczby księgarń, tych literackich sanktuariów. Ja nie potrzebuję księgarń, wystarczą mi książki, pisze internauta. On widać myśli, że wydawcy obędą się bez księgarń. Błąd. Nie produkujesz, jeśli nie masz gdzie sprzedać. To brzmi jak: Nie potrzebuję piekarń, wystarczy mi chleb.
Wrzesień kiepski, ale w październiku trochę nowości będzie. W Solaris pięć tytułów: Simak, Doc Smith, Oramus, Dębski, Hałas. W Rebisie Weber z 5 tomem Schronienia, w Prószyńskim wznowienie Gry Endera z filmową okładka, w Zysku wznowienie Martina i dwóch powieści znanych z NCK (Parowski i Wolski), w Galerii Książki Fiona McIntosh, w Fabryce Słów Ziemiański i Robinson, w Magu dużo: piąty tom Świata Rzeki Farmera, David Mitchell, nowy Gaiman. A Amberze starwarsy, w tym dwie książki Zahna.
No i całe mnóstwo tej fantastyki spod znaku young adults – demony, zombie, banalne fantasy, zakochane w jedzeniu wampirzaki, wilkołaki. Popierdułki. Moja cudowna żona ma na to określenie: chuju muju dzikie węże. Coś w tym jest.
Czyli coś się ukazuje. Pytanie, jak długo.
Dodaj komentarz