Kosmokorporacje

Autor: Wojtek Sedeńko, kategoria: DZIAŁALNOŚĆ; WIEŚCI, utworzono: 24 październik 2012

Jestem po lekturze Upadku smoka Petera F. Hamiltona. Tytuł sugerujący fantasy, okładka Burnsa nie pozostawia jednak złudzeń - to pełnokrwista space opera. Uczucia mam mieszane, bo lubię powieści Hamiltona. Stawiają ciekawe pytania, ludzkość w kosmosie radzi sobie znakomicie, kolonizuje, lata, rozrabia i rozwija się. W tej powieści jest trochę słabizn i nielogiczności, trochę szwankuje przekład - ale w sumie czyta się. Pomysł na przyszłość kompatybilny z moimi wyobrażeniami. To nie państwa i rządy wyjdą w kosmos, ale ponadnarodowe korporacje, które dla bogactw naturalnych i krociowych zysków będą w stanie zainwestować olbrzymie pieniądze w loty. To i dzisiaj już widać gołym okiem, że za rządami stoją korporacje i ekonomia. Ci wszyscy prezydenci, premierzy to tylko marionetki podskakujące w takt kaprysów możnych tego świata. Ziemia jest przeludniona, wyjałowiona z bogactw naturalnych, a odkrycia naukowców (finansowane, jakże by inaczej, przez korporacje) pozwalają na podróże w nadprzestrzeni. Więc naturalną rzeczą jest próba eksploracji kosmosu. I tu wkracza ekonomia...Aspekt ekonomiczny rzadko bywał brany pod uwagę przez pisarzy SF. Stąd w powieściach pełno statków latających po kosmosie bez umiaru - bez tankowania, napraw, uzupełniania zapasów. Wszystko dostępne jak w jakimś chorym marksistowskim śnie. A przecież wyprawa do gwiazd to logistyczny koszmar. Cóż dopiero terraformowanie odległych planet! U Hamiltona badaniami kierują wielkie korporacje, wysyłając na dalekie światy swoich pracowników, co ciekawe - i tak to pewnie będzie się odbywało - ci ludzie są obywatelami korporacji, a nie narodów. W kosmos lecą najlepsi pracownicy z rodzinami, bo praca do wykonania jest katorżnicza. I raczej bez powrotu. Terraformowanie to proces długotrwały, od ludzi wymaga się wyrzeczeń ponad siły. Populacje są niewielkie, narażone na wpływ obcej biosfery. I muszą produkować, rozmnażać się, produkować więcej i jeszcze więcej się rozmnażać. Kiedy wreszcie, po kilkudziesięciu latach, planeta osiąga jakiś stopień stabilizacji - przylatuje korporacja i odbiera dywidendy. Najczęściej siłą, mając doskonale uzbrojone i wyposażone oddziały. Ludzie są sprowadzeni do roli niewolników, często nie wiedzą nawet o zakulisowych machinacjach ich korporacji, które odsprzedają ich światy wraz z infrastrukturą i mieszkańcami innym spółkom. W takie tło i inwazję korporacji jest wpleciona dość przebiegła intryga, intrygujące odkrycie i zawiązujący się przeciwko takiemu traktowaniu ruch oporu. Warto przeczytać.

2 komentarze

Piotr K.:

24 paź 2012 o 18:11.

Zgadzam się z komentarzem. Sam pracuję u jednego z liderów rynku, moja dziewczyna „w łupkach” – mogę tylko przytaknąć w sprawie kto za kim stoi i co ma do powiedzenia państwo czy rząd…

Miś Haribo:

25 paź 2012 o 15:45.

O tym, kto tak naprawdę stoi za kulisami teatru świata i pociąga za sznurki można przeczytać w książce „Wojna o pieniądz. Prawdziwe źródła kryzysów finansowych” chińskiego ekonomisty Song Hongbinga. Tyle że to nie science-fiction. Chociaż jeszcze trudniej w to uwierzyć…

Zostaw komentarz