Bałkański kocioł
Autor: Wojtek Sedeńko, kategoria: felietony i recenzje; WIEŚCI, utworzono: 25 kwiecień 2011
Święta to rzadki czas, kiedy mogę się oderwać od lektur zawodowych i sięgnąć po odkładane na później książki. Pierwszą pozycją na stercie „półkowników” były Bałkańskie upiory Roberta D. Kaplana. Temat niezwykły – próba zrozumienia, skąd w samym środku współczesnej Europy wzięło się miejsce kipiące aż od religijnych, etnicznych, nacjonalistycznych i historycznych emocji, miejsce dyszące nienawiścią, gdzie każda ze stron ma rację. Miejsce, gdzie inteligentni, wykształceni ludzie zamieniają się w barbarzyńskie hordy i dokonują holokaustu. I to pod koniec XX wieku.
Początków tej historii można poszukiwać w dziejach kolonizacji Bałkanów, ale też pod koniec XIX wieku, na kongresie berlińskim, gdzie obce mocarstwa obojętnie i dla swoich celów, bez próby zgłębienia problemu doprowadziły do wrzenia, które trwa w tym pięknym zakątku Europy do dzisiaj. Otto Bismarck, jak wcześniej Metternich opóźnił przyszłość poprzez budowę kruchej teraźniejszości ze szczątków przeszłości.
Obce narody stosowały doraźne rozwiązania, byle tylko przestawała lać się tam krew. Ktoś nazwał Bałkany Libanem Europy, ale to jest za słabe porównanie. Bo cóż się działo na Bałkanach tylko w XX wieku? Powstawały i upadały etniczne państwa, inne dzielono według przynależności religijnej czy etnicznej, by zaraz potem tworzyć nowe sztuczne twory. A tam zyją narody słowiańskie, osmańskie i romańskie (nie licząc Węgrów, Cyganów czy Greków), katolicy, prawosławni i muzułmanie. I wydaje się, że wszyscy mają racje. Taka Macedonia choćby – Grecy mają do tej nazwy wielki sentyment i o ile są w stanie zrozumieć nazwy Albania, Kosowo, Południowa czy Stara Serbia, to absolutnie nie do przyjęcia jest nazwa Macedonia dla kraju zamieszkałego głównie przez ludność pochodzenia serbskiego czy bułgarskiego. Dziesięć lat temu protestowało przeciwko temu setki tysiące Greków, dla nich to prawdziwy policzek, a wymierzony przez ONZ, który ten dziwny twór polityczny zaakceptował. Bo dla Greków to ojczyzna Aleksandra Wielkiego. Potem ten kraj zdobyli Bułgarzy i skolonizowali bardzo skutecznie. Potem przyszli Turcy – macedońskie korzenie miał choćby Ataturk.
Dwie pierwsze wojny bałkańskie poprzedziły wojnę światową i były pierwszym pokazem ludobójstwa na masową skalę w Europie XX wieku (obozy koncentracyjne założyli jako pierwsi Anglicy w Rodezji). Głupie posunięcia Habsburgów wywołały gniew Serbów i były bezpośrednim przyczynkiem do wybuchu wojny światowej (Habsburgowie byli dość ograniczoną dynastią, ale często sięgającą po masowe deportacje i egzekucje, o czym przekonali się już Czesi po Białej Górze, mało też kto wie, że w takiej Karyntii, dzielnicy demokratycznej Austrii, jeszcze 25 lat temu istniała segregacja rasowa w szkołach, a nazizm jest w tym kraju bardzo silny do dzisiaj). Nacjonalizm chorwacki w latach II wojny światowej doprowadził do rzezi setek tysięcy Serbów i Żydów, a katoliccy biskupi i księża tuż przed rozstrzeliwaniem więźniów w obozach dokonywali odpłatnej „konwersji” prawosławnych na katolicyzm, dzięki czemu po śmierci ci mogli iść do nieba. Dziesięcioletnia wojna domowa na Bałkanach, w samym sercu Europy, rozgrywając się kilkadziesiąt kilometrów od Sofii, Budapesztu czy dwieście od Wiednia, pokazała jak wielka jest nienawiść do siebie tamtejszych narodów i że stać ich na niespotykane bestialstwo. Legion Michała Archanioła w Rumunii mordował ludzi w automatycznych ubojniach dla bydła. Bułgarzy nie tak dawno, bo w 1989 roku wyrzucili ze swego kraju ponad sto tysięcy Turków i aż czterokrotnie próbowali w ciągu tego wieku zdobyć Macedonię. Serbowie nie wpuszczą do swojego kraju nikogo, kto ma w paszporcie pieczątkę służb granicznych Kosowa. Kosowo to w ogóle niezwykle sztuczny twór, Tito próbował załagodzić nim pewne antagonizmy, ale wyszło jak zawsze.
Ten rejon jest dzisiaj niezwykle zniszczony, ubogi i nie ma tam nadziei na przyszłość. Bałkany zawsze były wylęgarnią terroryzmu. Bułgarzy słynęli ze swoich skrytobójczych uzdolnień w całym Układzie Warszawskim, nic dziwnego, że trop bułgarski Ali Agcego wydaje się najbardziej trafny. A mafia jest tam znacznie silniejsza od cosa nostry.
Mnie samemu temat jest bardzo blisko, bo podróżowałem trochę po Bałkanach. Pamiętam Jugosławię Tity, pamiętam biednych ludzi z obecnego Kosowa, u których nocowałem, pamiętam muzułmanów spod Sarajewa, przejechałem Serbię i Chorwację. Odwiedziłem już po wojnie Mostar i Medjugorie w dniu pielgrzymek 15 sierpnia. Byłem w komunistycznej Bułgarii i w Bułgarii należącej do UE, gdzie mafia jest u władzy, a Bułgarzy masowo wyjeżdżają z swego kraju (dzisiaj Bułgarię zamieszkuje tylko 7 mln ludzi, znacznie więcej w swoim kraju mieszka Czechów), przyglądałem się też współczesnej Rumunii, gdzie korupcja to sztuka, a prostytucja jest narzędziem do osiągania celu.
Wiele swoich własnych obserwacji z przyjemnością odkryłem w książce Kaplana, ale dowiedziałem się też rzeczy, o których pojęcia nie miałem. To fascynujący reportaż, choć pisany czasem z pozycji żydowskich (Kaplan jest amerykańskim Żydem), a czasem wychodzi z jego relacji poczucie skrywanej, ale widocznej między wierszami wyższości nad Słowianami, pijanymi, śmierdzącymi potem i śliwowicą. Ale to zauważą tylko bardzo wścibscy czytelnicy.
Mieszkańcy Bałkanów chcą oddechu, chcą wychować nowe pokolenie, ale obawiam się, że niczego ostatnie konflikty nie rozwiązały, a w bałkańskim kotle jeszcze nie jeden raz zawrze. W myśl porzekadła, że rumuński chłop jest jak mamałyga, można go gotować, aż zawrze, ale nigdy nie wybuchnie. Do czasu, a wtedy piekło wstępuje na ziemię.
Warto przeczytać książkę Kaplana. Bo z newsów niczego o Bałkanach się nie dowiecie.