Zapis spotkania z Guy Gavriel Kayem, 1999

Autor: Wojtek Sedeńko, kategoria: DZIAŁALNOŚĆ, utworzono: 18 styczeń 2011

Skrócony zapis spotkania z Guyem Gavrielem Kayem na V Festiwalu Fantastyki w Nidzicy. Spotkanie prowadziła Agnieszka Sylwanowicz. Kay okazał się bardzo sympatycznym facetem w średnim wieku, wyluzowanym, gotowym do odpowiedzi na wszystkie pytania. Bardzo chętnie zresztą spotyka się ze swoimi czytelnikami na całym świecie, jak przyznał - obowiązkowo zalicza Worldcony. Chętnie uczestniczył w kuluarowych spotkaniach Festiwalu, gdzie całkiem spore stadko tłumaczy i fanów jego twórczości starało się go przekonać do nidzickich miodów pitnych. Nie zawsze z sukcesem, gdyż Guy okazał się zwolennikiem trunków mocniejszych. Skłonność Polaków do piwa i miodów mocno go zadziwiła, gdyż oczeki­wał - w zgodzie z powszechną w świecie opinią o Pola­kach, wódkopijcach - że znajdzie tu kilku kompanów do napojów typu „Absolut”. O Kayu - pisarzu, usłyszano po raz pierwszy przy okazji wydania w latach 80. Silmarillionu Tolkiena, brał bowiem udział w opracowaniu tej książki. Do tej pory wydał tylko cztery książki, w tym trylogię o Fionavarskim Gobelinie (Letnie drzewo, Wędrujący ogień, Najmroczniejsza droga). Pozostałe to Tigana, Lwy Al-Rhassamu, Pieśń dla Arbonne. Jestem bardzo zadowolony z przyjazdu do Pol­ski, chciałbym w tym miejscu podziękować memu wydawcy, Zysk i S-ka, i organizatorom tego Festiwalu za zaproszenie mnie do Nidzicy. Od momentu przyjazdu najbardziej intereso­wało mnie potwierdzenie mojej teorii na temat miłośników fantastyki, że są podobni do siebie, niezależnie od koloru skó­ry, narodowości i wyznania. I okazało się, że tutejszy fandom, podobnie jak amerykański, interesuje się książkami, grami, serialami telewizyjnymi. Ale, co podejrzewałem od pewnego czasu, fandom europejski, a zwłaszcza ten z Europy Środko­wej, posiada pewien element wyrafinowania. Dostałem w Krakowie książkę o polskiej kulturze, którą zdążyłem już przeczytać i okazało się, że przed 1989 rokiem polscy artyści, pisarze, dziennikarze, musieli posługiwać się pewnym kodem, aby obejść ograniczenia systemowe i cenzurę. Dla­tego uważam, że tutejsi czytelnicy są w stanie zrozumieć, że fantasy to literatura, która także służy do pisania na tematy, dzięki którym można lepiej pojąć otaczający nas świat. Widzę to zwłaszcza po przyjęciu mojej powieści Tiga­na w Europie (znalazła się na liście najpopularniejszych powieści fantasy wszech czasów, podczas gdy trylogia fionavarska tam się nie dostała - przy. red.), zwłaszcza w Europie Środkowej i Wschodniej. Tigana jest powieścią opartą na motywach zaczerpniętych z historii renesansu włoskiego. Jest książką o walce społeczeństwa, pojedynczych ludzi o za­chowanie języka, kultury, sztuki wobec najeźdźcy. Pisałem tę książkę we Włoszech w czasie, gdy zaczął się rozsypywać mur berliński. I wiele wówczas myślałem o losie krajów i narodów, które zostały pokonane bądź najechane i zostały zmu­szone do walki o zachowanie własnej tożsamości. I chociaż w trakcie samego pisania książki nie myślałem o Polsce, to są w niej opowiedziane dzieje półwyspu zaatakowanego z dwóch stron i walczącego o wolność. Głównym problemem jest to, że w USA, Kanadzie, Anglii książka była znakomicie przyjęta, ale 90% recenzji i opinii od czytelników, jakie otrzy­mywałem, mówiła, że jest to bardzo dobra powieść przygodo­wa, inteligentna, ekscytująca, nie pozwalająca się oderwać od niej przed trzecią w nocy, ale nie było w nich słowa, że zrozumiano, jaki miałem cel pisząc tę książkę. Tymczasem moi wydawcy w Czechach i Chorwacji mówili moim agentom, że w ich krajach natychmiast pojęto o czym chciałem napisać. Podobnie recenzje z Francji i Niemiec omawiały Tiganę w kategoriach nie zauważanych przez Amerykanów. Jest tylko jeden wniosek, jaki muszę z tej lekcji wyciągnąć - muszę się przeprowadzić do Polski. I dlatego wolę spotkania ze swoimi czytelnikami w Eu­ropie. Bo rozumieją nie tylko to, że piszę książki rozrywkowe - takowe chcę pisać - ale i to, że oprócz rozrywki chcę coś w nich przekazać od siebie. *** Podziały gatunkowe bardzo przeszkadzają książce. Nie lubię podziałów. Dla mnie mniej ważne jest to, czy książka należy do fantasy, horroru, mainstreamu czy kryminału, ważne jest, żeby była dobra. Pisząc Tiganę zrobiłem coś innego niż w „Fionavarskim Gobelinie”, gdzie występuje klasyczny dla fantasy konflikt pomiędzy Dobrem i Złem. Tutaj główny konflikt roz­grywa się na linii kobieta - mężczyzna, a więc ma charakter bardzie ogólnoludzki, ponadgatunkowy. Ja wcale nie uwa­żam, że fantasy powinna opierać się tylko na prostym sche­macie walki dwóch odwiecznych sił, uważam, że to ją zubaża. W Kanadzie moje książki leżą z tego powodu w różnych dzia­łach w księgarni. Zwykle gdzieś pomiędzy literaturą science fiction a fantasy, ale także w głównym nurcie. I czytelnicy o tym wiedzą. Ja sam uważam, że moje książki to fantasy, a nie fikcja historyczna, bo opisują wydarzenia, które nigdy się nie wyda­rzyły. W Lwach… oparłem się na historii średniowiecznej Hiszpanii, ale na przykład odzyskanie Hiszpanii przez chrześ­cijan trwało przez trzy i pół wieku, a w mojej powieści trwa ledwie pięćdziesiąt lat. Ale jeśli się przez chwilę zastanowić, to można zauważyć, jakie w związku z tym zalety posiada fan­tasy. Trudno bowiem napisać książkę rozgrywającą się na przestrzeni 350 lat i stworzyć bohaterów, z którymi cztelnik mógłby się identyfikować. Musiałbym wielu z nich w między­czasie zabić, a tego nie lubię robić. A fantasy pozwoliła mi zebrać ten okres i zamknąć go w ramy czasowe jednego pokolenia. Poza tym mogę, może nie do końca dowolnie, zmieniać historię. Marek Oramus poprosił Kaya, żeby przekonał go do pisania fantasy, gatunku jego zdaniem nieciekawego i bardzo skonwencjonalizowanego. Jesteś typem czytelnika, którego bardzo bym chciał do fantasy przyciągnąć. Lubię wysokich, brodatych czytelników w czapkach. A na poważnie. Zgadzam się, że zdecydowana większość książek fantasy nie jest dobra. Ale to zjawisko powszechne dla współczesnej kultury, większość obecnie powstających filmów, obrazów, seriali, książek mainstreamowych - także nie jest dobra. Problemem jest to, że ci najlepsi osądzani są według kryteriów stosowanych wobec tych naj­gorszych. Nikt nie mówi, że Tony Morrison czy Margareth Atwood piszą w złym gatunku, zwanym głównym nurtem, tylko dlatego że w tym samym gatunku pisze Robert Ludlum. Dużym problemem fantasy jest fakt, że od ćwierćwiecza koja­rzy się ten gatunek z odbiorcą nastoletnim. Jedyną szansą na osiągnięcie sukcesu w tym gatunku, jest przekonanie, że twoja książka nie jest skierowana do ludzi bardzo młodych. Istnieje bowiem bardzo silny trend sprowadzania fantasy do literatury dla młodzieży. Ja się temu przeciwstawiam, bo uwa­żam, że czytelnicy są bardziej zróżnicowani i inteligentniejsi, niż sądzi większość moich kolegów po piórze. Ale za taką opinię muszę zapłacić, bo moje książki nigdy nie będą się sprze­dawały na rynku północnoamerykańskim jak powieści Roberta Jordana czy Davida Eddingsa. Ten sam problem będą mieli Morrison i Atwood. Pisarze, którzy będą starali się dostarczać wyłącznie rozrywki, jak wspomniani Jordan i Eddings, zawsze będą mieli większą publiczność niż pisarze, którzy są poważniejsi. I nie ma tu czego żałować, ani nad czym się rozczulać. Po prostu tak działa kultura masowa. Ale proszę Was, nie porzucajcie fantasy tylko dlatego, że wielu pisarzy tego gatunku pisze słabe książki. Dlaczego piszę fantasy? Zawsze interesowały mnie, od wczesnego dzieciństwa, mity, legendy, były dla mnie zawsze źródłem inspiracji. Jeżeli fantasy jest dobra, to może się podłączyć do tych mitów i legend, problemów i ludzi, któ­rzy je stworzyli, pisać o tej sferze psychologii, którą zajmowali się Freud, Jung. To wcale nie przypadek, że Władca Pier­ścieni przemawia najbardziej do osobników w okresie dojrzewania. Bo epicka podroż, którą proponuje nam w swojej książce Tolkien, nie jest niczym innym, jak odbiciem drogi, którą przechodzi każdy człowiek, od dzieciństwa, przez doj­rzewanie, dorosłe życie, po starość. Krzysiek Papierkowski zadał pytanie, czy Tigana jest już zamkniętą całością. Zapewniam, że jest to książka skończona i nigdy nie wrócę już do tego świata. Zakończenie mówi to chyba wyraź­nie, chociaż pozwala nam się domyślać, że bohaterowie żyją w tym świecie dalej. Bardzo chciałem uniknąć zasadzki sequeli, tego co nazywam czterotomową trylogią, na co wielu moich kolegów dało się złapać. Chciałbym jednak przez chwilę ich bronić. Znajomi pisarze często woleliby pisać poje­dyncze Książki, ale okazuje się, że te niekończące się seriale sprzedają się lepiej niż książki samodzielne. Eddings pisze wciąż to samo, ale jego książki sprzedają się mimo to bardzo dobrze. To nie autor czy wydawca decyduje, co będzie opubli­kowane, ale Wy - czytelnicy. Na spotkaniach domagacie się ciągów dalszych, kupujecie sequele, więc są pisane. Na każdą osobę dziękującą mi, że Tigana jest pojedynczą powieścią, przypadają dwie, które proszą o kontynuację „Fionavarskiego Gobelinu”. Pamiętam taką panią redaktor, która na Światowej Konwencji w Hadze wygłosiła płomienne prze­mówienie przeciwko ośmiotomowym trylogiom, ale gdy rok póź­niej jej wydawnictwo zostało przejęte przez Harper i Collins, zmieniła nastawienie. Tyle potrafią załatwić pieniądze. Najlepszym wyjściem z sytuacji byłoby uznanie, że science fiction i fantasy stanowią część ogólnoświatowej kul­tury; przecież największe sukcesy komercyjne w kinie odno­szą produkcje fantastyczne. A fantastyka nadal jest trakto­wana po macoszemu. Czy w fantasy zacierają się różnice pomiędzy Dobrem i Złem? Nie, zdecydowanie nie. Zdarza się to zauważać w nie­których książkach, ale nie jest to zjawisko powszechne, tylko przejaw tego, że fantastyka dysponuje bardzo szeroką gamą środków, stylów i tematów. I tak w science fiction funkcjonują obok siebie konserwatywne, prawicowe książki Henry'ego Kuttnera czy Roberta Heinleina i lewicujące, feministyczne powieści Ursuli K. Le Guin. A jeżeli w fantasy daje się to ostat­nio bardziej odczuć to dlatego, że ten gatunek coraz częściej wchodzi w strefę, w której poruszali się dotąd autorzy horro­rów. *** Dlaczego wśród autorów fantasy dominują ostatnio kobiety? To proste, kobiety przeważają wśród czytelniczek fan­tasy, mężczyźni nadal wolą fantastykę problemową, naukową. I kobiety czytają w ogóle więcej, są większą grupą czytelni­czą, stąd fantasy ma większą szansę na odniesienie sukcesu komercyjnego - bo ma więcej potencjalnych odbiorców. Poza tym, jeśli fantasy czyta płeć brzydsza, to są to zwykle chłopcy w wieku 12-18 lat - tak jest na rynku anglojęzycznym. Potwierdzeniem tej obserwacji jest olbrzymi - w ostatnich latach - rozrost rynku gier powstających na podstawie ksią­żek fantasy. spisał Wojtek Sedeńko Nidzica 1999

Zostaw komentarz