Zapis krotochwilnej rozmowy ze Stephenem Lawheadem, 1996
Autor: Wojtek Sedeńko, kategoria: DZIAŁALNOŚĆ, utworzono: 7 styczeń 2011
ŚMIESZNA ROZMOWA ZE STEPHENEM LAWHEADEM Z UDZIAŁEM SAPKOWSKIEGO I ORAMUSA
Poniżej daję króciutki zapis ze spotkania z amerykańskim pisarzem Stephenem Lawheadem, które odbyło się na Festiwalu Fantastyki w Olsztynie. Spotkanie trwało ponad dwie godziny i przebiegało w dość wesołej atmosferze, pytania padały różne, często dalekie od fantastyki. Zamieszczam kilka fragmentów z tego spotkania, aby unaocznić jego atmosferę.
Stephen zaczął od stwierdzenia, że jest bardzo zadowolony, że mógł przyjechać do Olsztyna i rozmawiać z zebranymi, po czym, nietypowo, zadał pierwsze pytanie - kto z obecnych zna legendę o królu Arturze. W imieniu wszystkich obecnych odpowiedział Andrzej Sapkowski:
- Wszyscy!
(śmiech)
SL:
- Czy ci, którzy znają legendę mogliby podnieść rękę?
AS:
- Napisałem książkę o tym
(ręce podnoszą prawie wszyscy).
SL:
- Co chcielibyście wiedzieć o królu Arturze, co mógłbym wam opowiedzieć?
AS:
- Sorry, Stephen. Ale my wiemy wszystko na temat króla Artura
(śmiech).
SL:
(śmiejąc się):
- W takim razie może porozmawiamy o czymś innym?
AS:
(zwracając się do całej sali):
- Cykl pendragoński Stephena pokazał nam mit arturiański od strony niezbyt znanej, ponieważ mit ten w Polsce znany jest bardziej z wersji francuskiej, natomiast w wersji czysto walijskiej, nie.
SL:
- Właśnie dlatego zająłem się pisaniem książek o królu Arturze. Myślałem o tym przez wiele lat przed napisaniem pierwszego zdania. Zastanawiałem się, dlaczego jankes miałby pisać na ten temat, dlaczego Amerykanin miałby napisać lepiej o tej legendzie niż Anglik. Potrzebne mi było świeże podejście, pełnie innej strony, żeby zacząć swoją wieść. Dał mi to przekaz walijski, znacznie bliższy czasom króla Artura. Sam mało wiedziałem na ten temat. I sądzę, że tylko niewiele osób znało tę historię od strony walijskiej, a dało mi też możliwość puszczenia wodzów fantazji.
Marek Huberath, MS:
- Dlaczego kultura Atlantydy łączy się u ciebie z kulturą celtycką?
AS:
- Odpowiedź jest prosta, mogę odpowiedzieć za niego
(gromki śmiech).
SL:
- Nie wymyśliłem połączenia tych kultur. Pomysł podsunął mi pewien autor sprzed wieków, który wędrował po krajach celtyckich i zbierał pieśni - ogólnie zajmował się folklorem. Doszedł do wniosku, że Lyoness jest celtyckim sposobem wymawiania słowa Atlantis. Znalazłem nawet sugestię o Atlantis innym micie arturiańskim. W wielu kulturach pojawia się wzmianka o kulturze atlantyckiej
np. Egipcjanie wspominali o najeździe zza morza. W sumie jednak jest to niewielki element w mojej opowieści.
Marek Oramus, MO:
- O ile się orientuję, pisze pan w swoim cyklu o Anglii z V-VI wieku i miesza pan do tego Atlantydę, która istniała powiedzmy dziesięć albo piętnaście wieków wcześniej, jak pan wytłumaczy to przesunięcie w czasie?
SL:
- Tak naprawdę nie powiedziałem w książce, kiedy ludzie z Atlantydy przybyli do Brytanii... Starałem się połączyć dwa wątki, jeden mityczny atlantycki i drugi arturiański, w taki sposób, żeby można było wyciągnąć wnioski, dlaczego ludzie arturiańscy mieli jakieś pojęcie o Atlantydzie...
Chciałem również w ten sposób wyjaśnić celtycką wiarę we wróżki - istoty pochodzące z baśniowej krainy. Miały to być istoty żyjące gdzieś na wyspach na Morzu Zachodnim; były nieśmiertelne. Tłumaczyłoby to cudowne narodziny Merlina, pochodzącego z mieszanego małżeństwa kobiety z innego świata - wróżki, czy też kobiety z Atlantydy, i człowieka ze świata śmiertelników. Są to elementy zawarte już w oryginalnym micie arturiańskim. Wykorzystanie właśnie tych nieznanych dokładnie elementów zawartych w micie, było podstawowym zadaniem, jakie przed sobą postawiłem. Doskonale wiem, że pomiędzy wspomnianymi kulturami istnieje duża różnica czasowa.
MO:
- Dlaczego zajął się pan wątkiem tak bardzo wyeksploatowanym w literaturze, jak mit arturiański?
SL:
- O to samo pytał mój wydawca. Po prostu zawsze mi się to bardzo podobało. To było coś, czym interesowałem się od dzieciństwa. Bardzo często pisząc o Arturze autorzy piszą o faktach historycznych albo zupełnie fantazjują. Chciałem te tendencje zrównoważyć.
MO:
- Pytanie z innej beczki, dlaczego przyjechał pan do Europy? Pana rodak, Jonathan Carroll uważa, że kultura amerykańska jest płaska, plastykowa. Tutaj jest inaczej.
SL:
- Ogólnie biorąc właśnie dlatego, ale chciałem zorientować się jak wygląda kraj, gdzie działa sie historia króla Artura. Mogłem pojechać do miejsc, o których pisałem. Każde miejsce, które opisałem potem, widziałem przynajmniej raz. Czasami nawet więcej, żeby samemu odczuć, jak to kiedyś mogło być. W Nebrasce bardzo trudno pisać o królu Arturze.
AS:
- W Skierniewicach jest jeszcze trudniej
(wybuch śmiechu).
MO:
- Dlaczego pan, tak bardzo zaangażowany w fantasy, zaczął pisać science fiction?
SL:
- Kiedy dorastałem, czytałem bardzo dużo książek fantastycznych. Jako pisarz uważam, że sf i fantasy to są dwie strony tej samej monety. Tą monetą jest literatura piękna opowiadająca fikcyjną historię. Po jednej stronie jest fikcja tego, co mogłoby sie zdarzyć w przyszłości (sf), a po drugiej fikcja tego, co mogło być kiedyś, czyli fantasy. Jednak dla pisarza, i również dla czytelnika, najważniejszy jest skok wyobraźni - przeżycie możliwe w obu tych gatunkach.
MO:
- Czy czytał pan jakąś książkę Stanisława Lema?
SL:
- Tak, w Stanach opublikowano tomik jego opowiadań o pilocie Pirxie.
MO:
- Wydano w Ameryce 23 książki Lema.
SL:
- Ale nie w Nebrasce.
Pytanie z sali:
- Kto jest najlepszym pisarzem fantasy?
SL:
- Najprawdopodobniej Tolkien.
AS:
- Wot, oryginalno
(śmiech).
SL:
- Zawdzięczam jemu to, że teraz piszę. Nie próbuję go naśladować, nie piszę w jego stylu. Podziwiam go jednak za kompletność świata, który stworzył.
Pytanie z sali:
- Czy uważasz Tolkiena za prekursora gatunku?
SL:
- Przed Tolkienem powstawały podobne historie w formie baśni, opowiadań. Ale on miał taka wyobraźnię i taki dar tworzenia całego świata, że mógł napisać wielką powieść, i w tym sensie był pionierem. Elementy, które wykorzystał w swoich książkach nie są nowe, ale chodzi o sposób w jaki je połączył.
Spisał Wojtek Sedeńko, Olsztyn 1996
Zostaw komentarz